Jarosław Pytlak: Zgłosiłem się do zespołu Rafała Brzoski

Kuratoria oświaty zarzucone są skargami od rodziców. By się bronić, dyrektorzy muszą mieć mnóstwo dokumentów. Dogadywanie się nie wchodzi w grę – mówi w podcaście „Szkoła na nowo” Jarosław Pytlak, dyrektor Zespołu Szkół STO na warszawskim Bemowie.

Publikacja: 26.02.2025 18:41

Jarosław Pytlak: Zgłosiłem się do zespołu Rafała Brzoski

Foto: tv.rp.pl

Zgłosił się pan do zespołu deregulacyjnego kierowanego przez Rafała Brzoskę. Dlaczego?  

Chyba nie ma takiego działu w tym kraju, którego nie trzeba by było zderegulować – w tym jest też prawo oświatowe. Dlatego wypełniłem wniosek, napisałem list motywacyjny, zupełnie oficjalnie zgłosiłem się do zespołu pana Brzoski. Odpowiedzi jeszcze nie dostałem.

Co by pan zmienił w szkole w pierwszej kolejności?   

W szkole trzeba dokonać sumiennego przeglądu i po wysłuchaniu dużej grupy różnych interesariuszy zastanowić się, co można by usunąć, nie niszcząc całego sensu edukacji. To np. godziny czarnkowe, czyli godzina dostępności, którą każdy nauczyciel w szkole publicznej jest zobowiązany mieć w swoim tygodniowym grafiku. I to jest godzina przeznaczona na spotkania z rodzicami i uczniami. I bardzo powszechnie nauczyciele zgłaszają, że na ogół nikt się na nich nie pojawia.

Dlaczego wciąż są godziny czarnkowe?

Mogę się domyślać, że ministerstwo chce trzymać w rękawie kartę przydatną kiedyś przy negocjacjach na temat zasad pracy nauczycieli. Bo MEN wie, że te godziny dostępności są bez sensu.

Czytaj więcej

Jarosław Pytlak: Deregulujmy oświatę, zlikwidujmy niektóre szkolne świadectwa

Są szkoły, w których wykorzystuje się je rozsądnie, np. na poprawę sprawdzianów czy zajęcia wyrównawcze.

Gdyby się trzymać ściśle litery prawa, to nie do tego miała służyć ta godzina. I zajęć wyrównawczych prowadzić nie powinni. Ale myślą sobie, że skoro już siedzą, to niech będą z tego jakieś korzyści.  

Nauczyciele narzekają też na nadmierną biurokrację.

Gdy 35 lat temu zaczynałem pracę jako dyrektor, miałem papiery w trzech czy czterech segregatorach. Teraz jest ich kilkanaście razy więcej, nie licząc baz danych w chmurze i plików w komputerze. Świat bardzo się zmienił i my razem z nim. To, co kiedyś załatwiało się na mocy zwyczaju, dziś musi być w formie zapisanej.  

Co ciekawe, dość niedawno pojawił się wykaz dokumentów, które być muszą być sporządzone. I okazało się, że w szkołach powstaje wiele dokumentów, które nie są obowiązkowe.

Dlaczego?

Na wszelki wypadek. Jeśli do kuratorium wpływa skarga, to musimy się jakoś wytłumaczyć. Często mówię nauczycielowi, żeby na gorąco sporządził notatkę z sytuacji spornej, bo za dwa tygodnie może okazać się, że powstaną jakieś niejasności i wtedy taki zapis jest na wagę złota. W dzisiejszym świecie bardziej liczy się papier niż rozmowa.

Czy tych skarg jest rzeczywiście tak dużo? 

Dwie osoby mi znane z kręgu kuratorów powiedziały mi, że ich urzędy są zawalone skargami. Dlatego nie ma fizycznej możliwości, żeby nad tymi skargami pochylać się w sposób wykraczający poza analizę dokumentów. Rzadko dochodzi do wizytacji i mediacji. Pani kurator Olszowska z Krakowa wręcz zadeklarowała publicznie, że jej celem jest, by więcej spraw konfliktowych zostało załatwianych w szkole, gdzie dyrektor powinien sobie z nimi radzić. Nie wiem, czy zostały w tym kierunku podjęte jakieś działania. Niewykluczone, że powinna być jakaś droga prawna, którą należałoby przejść, zanim sprawa trafi do kuratorium.

Dlaczego rodzice wolą skarżyć się do kuratorium, zamiast załatwić sprawę w szkole?

To skutek braku zaufania do nauczycieli i dyrektorów szkół. Wydaje się, że wszystko zależy od urzędników.  

Czytaj więcej

Podcast „Szkoła na nowo”: Dyrektor szkoły: z zakazu prac domowych trzeba będzie się wycofać

Co jeszcze pan by uregulował?

Kwestię wychodzenia ucznia do toalety. Nie potrafię wskazać ani momentu, ani jednego zdarzenia, które by doprowadziło do takiego zakazu. Zmienił się natomiast sposób postrzegania młodego człowieka. Dziś za wszystko, co dzieje się z młodym człowiekiem do pełnoletności, ktoś jest odpowiedzialny. Stąd to pilnowanie na każdym kroku. Proszę zwrócić uwagę, że coraz rzadziej mówi się o tym, że dziecko ma się czegoś nauczyć. Wymagamy, żeby zostało nauczone.  

Teraz dzieci mają bardzo dużo różnych możliwości zajęć. Ale czy to się przekłada na taką większą samodzielność? Raczej nie.

Na zajęciach z nowego przedmiotu, edukacji obywatelskiej, dzieci mają uczyć się sprawczości.  

To taka proteza, która się świetnie sprzedaje, choć moim zdaniem jest bezwartościowa, jest sprawczość profilu absolwenta, ponieważ trudno wykształcić sprawczość metodą świadomych posunięć pedagogicznych. Sprawczość to jest coś, co człowiek nabywa, podejmując działanie i widząc ich efekty. Ale działania muszą wypływać z siebie, a nie być wyreżyserowane z zewnątrz. 

Coraz częściej mówi się też o tym, by zlikwidować świadectwa szkolne i pozostawić tylko na zakończenie jakiegoś etapu edukacji, np. ósmej klasy czy szkoły średniej. Co pan na to?

Zgadzam się z tym. Świadectwa poza świadectwami ukończenia szkoły moim zdaniem są kompletnie bez sensu. 

Czy ktoś oszacował koszt wystawiania świadectw?

Nie wiem. Ale wiem, że nie ma nic tańszego w społeczeństwie od czasu nauczycieli i dyrektorów szkół. 

Zgłosił się pan do zespołu deregulacyjnego kierowanego przez Rafała Brzoskę. Dlaczego?  

Chyba nie ma takiego działu w tym kraju, którego nie trzeba by było zderegulować – w tym jest też prawo oświatowe. Dlatego wypełniłem wniosek, napisałem list motywacyjny, zupełnie oficjalnie zgłosiłem się do zespołu pana Brzoski. Odpowiedzi jeszcze nie dostałem.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Edukacja
Matura 2024: matematyka - poziom podstawowy. Odpowiedzi eksperta
Edukacja
Badania RPD: zdecydowana większość młodych ludzi spotkała się z cyberprzemocą. Jak temu zaradzić?
Edukacja
Kosmetyczno-inflacyjne podwyżki płac w oświacie. Nauczyciele niezadowoleni
Edukacja
Ćwiek-Świdecka: Edukacja zdrowotna to nie wychowanie seksualne
Edukacja
Dodatkowe ferie szkolne jesienią? MEN przygląda się sprawie
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”