Decyzję o wydaleniu polskich dyplomatów reżim Aleksandra Łukaszenki tłumaczy odwetem za zamknięcie przez Polskę przejścia granicznego w Bobrownikach. Decyzja taka zapadła w Warszawie 9 lutego i oficjalnie była tłumaczona „interesami bezpieczeństwa państwa”. Dzień wcześniej sąd w Grodnie skazał na osiem lat więzienia Andrzeja Poczobuta, polskiego dziennikarza i działacza prześladowanego przez reżim Związku Polaków na Białorusi.
Oprócz wydalenia dyplomatów Mińsk zabronił też polskim przewoźnikom wjeżdżać na Białoruś z Litwy i Łotwy. A to oznacza, że polskie ciężarówki muszą stać w gigantycznych kolejkach na jedynym działającym, przeznaczonym dla ruchu towarowego, przejściu granicznym w Kukurykach. W poniedziałek w kolejce trzeba było czekać około dwóch dni.
W odpowiedzi na działania Mińska szef MSWiA Mariusz Kamiński podjął w poniedziałek decyzję o „ograniczeniu ruchu dla białoruskich pojazdów towarowych na przejściu granicznym Kukuryki-Kozłowicze”. Wrócić na Białoruś mogą wyłącznie poprzez przejścia graniczne na Litwie i Łotwie. Co ciekawie, białoruskich i rosyjskich przewoźników miało nie być na terenie UE od kwietnia ubiegłego roku, gdy Bruksela wprowadziła piąty pakiet sankcji.