Co roku to samo: wakacyjne infekcje dróg rodnych. Dlaczego?
Nie wakacyjne, a „urlopowe". Od kiedy coraz więcej pań wyjeżdża zimą do ciepłych krajów, sezon na tego typu infekcje mamy w zasadzie przez cały rok. Jeśli chodzi o ich przyczyny, to bez względu na wybraną destynację, są te same: pływanie w ciepłych, stojących zbiornikach wodnych, takich jak baseny i małe jeziorka, kąpiele w jacuzzi. Patogeny uwielbiają takie środowisko. Mnóstwo jest ich też na obrzeżach takich zbiorników, gdzie panie siadają, by się wysuszyć i poopalać. Szczególnie trudne dla nas do wyleczenia są bakterie przywiezione z egzotycznych krajów. Nasze laboratoria miewają problemy z oznaczeniem ich lekowrażliwości, co wpływa na proces leczenia, który może ciągnąć się miesiącami. Takie patogeny przywiezione z Egiptu, Tunezji czy Dominikany kolonizują mikrobiotę pochwy i są wyzwaniem dla ginekologów.
Kontakt z wodą z wysokim stężeniem patogenów nie wyczerpuje jednak tematu. Same też możemy ściągnąć na siebie taki problem.
Owszem. Wystarczy, że po wyjściu z wody nie zmieni pani kostiumu kąpielowego na suchy albo wytrze się brudnym ręcznikiem podniesionym z leżaka czy z piasku. W ten sposób może pani złapać nie tylko infekcję bakteryjną, ale i grzybiczą. Bo grzyby, jak bakterie, lubią wilgoć i ciepło. Przeniesione w okolice dróg rodnych tylko czekają na odpowiedni moment, by zacząć się rozwijać.
Odpowiedni moment? Czyli osłabienie naszej immunologii?