W połowie grudnia poznamy efekt trwających właśnie negocjacji między sprzedawcami prądu a prezesem Urzędu Regulacji Energetyki w sprawie cen energii dla gospodarstw domowych na 2021 r. Wiadomo już, że koncerny PGE, Tauron, Enea i Energa walczą o podwyżki sięgające od kilku do kilkunastu procent. Niezależnie od tego, jak duże wzrosty uda im się wynegocjować, wiadomo już, że przyszłoroczne rachunki i tak będą wyższe niż obecnie. Pojawi się bowiem nowa pozycja – tzw. opłata mocowa, która dotknie zarówno klientów indywidualnych, jak i przemysłowych.
Czytaj także: Rachunki za prąd idą w górę. Znamy wielkości opłaty mocowej

W praktyce rynek mocy powstał głównie po to, by podnieść ekonomikę bloków węglowych. Jednostki wytwórcze będą otrzymywać wynagrodzenie za samą gotowość do produkcji energii. Tylko w przyszłym roku na ten cel popłynie około 5,5 mld zł. Pieniądze na sfinansowanie tego mechanizmu pochodzić będą właśnie z opłaty mocowej naliczanej w rachunkach za prąd. W 2021 r. opłata ta dla gospodarstw domowych sięgać będzie od 1,87 zł do 10,46 zł. To stawka miesięczna, której wysokość zależna będzie od rocznego zużycia energii elektrycznej.
– Wysokość opłaty mocowej odzwierciedla wprost płatności dla dostawców mocy, które wynikają z aukcji rynku mocy. Środki pozyskane z tej opłaty przeznaczone będą na budowę nowych, modernizację i utrzymanie istniejących jednostek wytwórczych. Celem jest wzmocnienie bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej i zmniejszenie ryzyka tzw. blackoutu – tłumaczy Rafał Gawin, prezes URE.