Napaść Rosji na Ukrainę spowodowała m.in. nałożenie sankcji gospodarczych na agresora. Nie objęły one jednak surowców energetycznych, które stanowią podstawowe źródło dochodów jego budżetu i finansowania armii. Od chwili wybuchu wojny Polska, podobnie jak inne państwa UE, bardziej zdawała się martwić wstrzymaniem dostaw ropy czy gazu przez rosyjskie firmy, niż sama rozważała wprowadzenie restrykcji w tym zakresie.

To głównie konsekwencja naszego uzależnienia od importu obu surowców ze Wschodu. Co więcej, temat jest tak delikatny, że krajowe koncerny sprowadzające duże ilości rosyjskiej ropy (Orlen i Lotos) i gazu (PGNiG) starają się udzielać w tej sprawie jak najmniej konkretnych informacji.

Tymczasem, przynajmniej teoretycznie, z dostaw od agresora moglibyśmy szybko zrezygnować. Prawdopodobnie wiązałoby się to jednak z dużymi kosztami. Mimo to niektóre osoby i podmioty namawiają do podjęcia odpowiednich działań, zwłaszcza gdy widzą ogromne kwoty z Polski, jakie zasilały rosyjską gospodarkę.

Z raportu Forum Energii wynika, że od stycznia do października 2021 r. nasz kraj wydał łącznie na zakup ropy 33,4 mld zł. Znacznie ponad połowa z tej kwoty zasiliła dostawców rosyjskiego surowca. Co więcej, w latach 2000–2020 na zakupy sprowadzanej z zagranicy ropy przeznaczyliśmy 802,9 mld zł. W tym czasie udział Rosji w całości importu wynosił średnio 87 proc. W przypadku gazu w latach 2000–2020 sprowadziliśmy z zagranicy surowiec za 285,7 mld zł. W tym czasie średni udział rosyjskiego gazu w imporcie wynosił z kolei 72 proc. Ponadto na niespełna 18 mld złotych oszacowano wydatki na sprowadzany do Polski gaz po trzech kwartałach 2021 r.