We wtorek ropa zaczęła gwałtownie tanieć po coraz bardziej niepokojących wiadomościach pandemicznych, zamykaniu kolejnych gospodarek i uwalnianiu rezerw z zapasów strategicznych USA i Chin. Na koniec dnia surowiec potaniał o - 7 proc. d/d. Europejska marka Brent kosztowała niewiele ponad 67 dol./baryłka a amerykańska WTI szła po 64 dolary. W środę rano Brent znów podskoczyła do 72 dolarów, by w drugiej połowie dnia spaść poniżej 70 dol. Rosyjska Urals kosztowała 69 dolarów. W czwartek rano marka Brent podrożała o 0,83 proc. do 69,44 dolarów.
Ogromna niepewność rynku ropy wychodzi też z dwóch opublikowanych w środę prognoz cenowych na 2022 i 2023 rok. Według Banku Światowego cena ropy w 2022 r. będzie nadal rosła i wyniesie 74 dol. za baryłkę, a w 2023 r. spadnie do 65 dol. za baryłkę, informuje agencja RIA Nowosti.
Czytaj więcej
W ostatnich dniach notowania ropy są pod presją obaw przed nowym wariantem koronawirusa, ale zdaniem analityków JP Morgan ograniczona podaż w dwa lata wywinduje je nawet do 150 dol.
Bank spodziewa się, że światowe zapotrzebowanie na ropę osiągnie w przyszłym roku poziom sprzed pandemii, co będzie miało związek z przywróceniem normalnych połączeń lotniczych. Dodatkowo w 2022 roku produkcja ropy powinna znacząco wzrosnąć (o ok. 6 mln baryłek dziennie) w związku ze zniesieniem ograniczeń wydobywczych dla krajów OPEC+ oraz uruchomieniem wydobycia z nowych złóż w szeregu krajach. Bank spodziewa się też, że Stany Zjednoczone zwiększą produkcję w przyszłym roku o około 1 mln baryłek dziennie. W Kanadzie i Brazylii także spodziewany jest wzrost pompowania ropy.
Zupełnie inne dane zawiera prognoza specjalistów z amerykańskiego holdingu finansowego JPMorgan przytaczane przez portal OilPrice.com. Do 2023 r. baryłka może kosztować nawet 150 dolarów, z powodu ograniczenia zdolności produkcyjnych kartelu eksporterów OPEC. Zdaniem zespołu ekspertów kierowanego przez Christiana Malka, OPEC+ nie jest odporny na konsekwencje niewystarczających inwestycji w wydobycie surowców.