Pojęcie podatku liniowego może być rozumiane na różne sposoby. Jako pierwsi jego koncepcję przedstawili dwaj amerykańscy ekonomiści: Robert E. Hall i Alvin Rabushka, w książce „The Flat Tax”. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby ich koncepcję modyfikować bądź też wybierać z niej tylko niektóre elementy. Oczywiście bez jednolitej stawki PIT nie ma mowy o podatku liniowym. Jego ważną cechą jest również wysoka kwota wolna od podatku. Najlepiej, aby mogły z niej skorzystać wyłącznie osoby utrzymujące się z własnej pracy (tzn. aby miała formę wysokich ryczałtowych kosztów uzyskania przychodów z pracy). Do tego proponujemy zlikwidować wspólne opodatkowanie małżonków.
Tak rozumiany podatek liniowy nie usunąłby barier, które hamują wzrost naszej gospodarki. Wysokie wydatki socjalne nadal odciągałyby od pracy miliony osób zdolnych do jej wykonywania. Państwowe molochy wciąż marnotrawiłyby wysiłek ludzi i powierzone im kapitały. Monopole i korporacje zawodowe dalej przechwytywałyby pieniądze ciężko wypracowane w sektorach otwartych na konkurencję. Przedsiębiorcy, chcąc rozwijać swoje firmy, wciąż musieliby się zmagać z biurokracją. Państwo nadal chroniłoby dłużników zamiast wierzycieli, wspierając tym samym niesolidnych kontrahentów. Nasze sądy dalej działałyby opieszale, wzmacniając u ludzi pokusę niewywiązywania się z własnych zobowiązań. Drogi ciągle byłyby wąskie i dziurawe, itd. Wprowadzenie tego podatku sprawiłoby jednak, że mimo tych barier nasz kraj jeszcze przez jakiś czas mógłby szybko się rozwijać.
Po pierwsze wzrósłby odsetek dochodów oszczędzanych przez gospodarstwa domowe, a tym samym poszerzyłyby się możliwości finansowania inwestycji. W obecnym progresywnym systemie podatkowym podatnicy muszą wraz ze zwiększaniem swojego dochodu oddawać coraz większą jego część państwu. Odpowiedź na pytanie, dlaczego polityka przerzucania ciężarów podatkowych na bogatych redukuje oszczędności, jest intuicyjnie oczywista: osoby bogate wykazują wyższą skłonność do oszczędzania niż biedne. Łatwiej odłożyć pieniądze, kiedy się ma ich więcej; jeżeli ma się ich niewiele, praktycznie wszystkie wydaje się na bieżące potrzeby. Osoby o niskich dochodach nie mają żadnych oszczędności lub posiadają jedynie niewielki ich zasób na wypadek nieoczekiwanego spadku dochodów lub wzrostu wydatków, określany w ekonomii jako oszczędności buforowe. Taka prawidłowość występuje nawet w najbardziej rozwiniętych krajach na świecie. Na przykład w Stanach Zjednoczonych 40 proc. najuboższych gospodarstw domowych ma jedynie 0,2 proc. oszczędności netto ogółem (równych różnicy między posiadanymi lokatami a zaciągniętymi zobowiązaniami), mimo że udział tych osób w dochodzie do dyspozycji wynosi 15 proc. Dla porównania do 5 proc. najbogatszych gospodarstw domowych należy 72 proc. oszczędności netto, chociaż ich udział w dochodzie do dyspozycji zawiera się w przedziale 15 – 20 proc.
Po drugie mogłyby się zwiększyć nakłady pracy. Z likwidacji górnej stawki PIT skorzystaliby niemal wyłącznie ludzie utrzymujący się z pracy zawodowej. Tylko około 500 osób osiąga na tyle duże dochody z rent i emerytur oraz innych świadczeń, że wpada w najwyższy próg podatkowy.Z jednej strony podatek liniowy powinien skłonić do zwiększenia wysiłku tych, którzy przed jego wprowadzeniem uzyskiwaliby dochód bliski górnemu progowi podatkowemu. Zachęcałby również do wejścia na rynek pracy osoby, których współmałżonkowie zarabiają na tyle dużo, że mimo wspólnego rozliczania podatku wpadają w wysokie progi podatkowe (opodatkowane w 2008 r. stawkami 30 lub 40 proc., a od przyszłego roku stawką 32 proc.). W obecnych warunkach rozpoczęcie przez nie pracy zarobkowej oznacza w praktyce natychmiastowe opodatkowanie wysoką stawką, mimo że na samym początku aktywności zawodowej uzyskuje się zazwyczaj tylko niewielki dochód.
Wreszcie dzięki podniesieniu zryczałtowanych kosztów uzyskania przychodów z pracy także osobom z gospodarstw o niskich łącznych dochodach bardziej niż obecnie opłacałoby się podejmować pracę zawodową. Przy niewielkim wynagrodzeniu realną konkurencją dla utrzymywania się z pracy staje się życie z różnego rodzaju zasiłków. Zwiększenie kwoty wolnej skierowane wyłącznie do pracujących nie tylko oznaczałoby podniesienie ich dochodów do dyspozycji, ale i podbiłoby opłacalność pracy w stosunku do utrzymywania się ze świadczeń socjalnych, bo wysokość tych ostatnich pozostałaby bez zmian.