Taka sytuacja utrzyma się co najmniej do czwartku, gdy spotkają się w Moskwie premierzy Rosji i Białorusi.
Od początku roku rosyjskie koncerny wstrzymały dostawy ropy do białoruskich rafinerii. Mińsk nie dostał już ok. 1,5 mln ton z tegorocznej puli 21,5 mln t które kupi w Rosji.
Decyzja dostawców to reakcja na zapowiedzianą przez Mińsk podwyżkę opłat tranzytowych na rosyjską ropę o 12,5 proc. od lutego. Koncerny (Łukoil, Surgutniftiegaz, Rosnieft) domagają się podwyżki ceny ropy o ok. 45 dol/tona. Ma to zrekompensować koszty większej opłaty tranzytowej.
Mińsk się na to nie godzi, bo w kasie państwa brakuje dewiz. Dwie krajowe rafinerie mają zapasy ropy do końca stycznia. Łukaszenko przykręcił więc kurek, wstrzymując eksport białoruskiego oleju napędowego do Europy. Ma to wywrzeć presję na Moskwę, przed czwartkowym spotkaniem.
- Zobaczymy co przyniesie spotkanie premierów. Panuje optymizm, biorąc pod uwagę, że w grudniu strony podpisały globalne porozumienie. Liczę na kompromis - zapowiedział dla agencji Reuters Andriej Derech szef białoruskiej firmy inwestycyjnej Unitech. Przez cały 2010 r Łukaszenko próbował wymóc na Rosji dostawy taniej ropy (bez cła eksportowego). Zaczął nawet kupować drogą ropę z Wenezueli.