Część spadku wartości rezerw jest skutkiem zmiany wycen głównych walut rezerwowych. Od początku roku zarówno euro, jak i jen japoński, funt brytyjski, frank szwajcarski i juan chiński osłabły wobec dolara amerykańskiego.
Zmniejszyła się więc wartość rezerw trzymanych w innych walutach rezerwowych niż dolar. Rezerwy były też jednak zużywane do obrony kursów walut narodowych przed drożejącym dolarem.
Dotyczyło to zarówno gospodarek rozwiniętych, jak i rynków wschodzących. Na przykład Japonia wydała we wrześniu około 20 mld dolarów na powstrzymanie deprecjacji jena, który stracił od początku roku 20 proc. wobec dolara. Tymczasem interwencje walutowe prowadzone przez Czeski Bank Narodowy doprowadziły od lutego do spadku rezerw o 19 proc. Korona czeska straciła od początku roku prawie 12 proc. wobec amerykańskiej waluty.
– Spadające rezerwy są kolejnym sygnałem ostrzegawczym, podobnym do kanarka w kopalni. Pojawiają się pęknięcia, a tych czerwonych flag będziemy mieć więcej – twierdzi Axel Merk, dyrektor inwestycyjny w Merk Investments.
Globalne rezerwy walutowe na koniec września wróciły na poziom podobny do lipca 2020 r., czyli wciąż są wyższe niż w okresie przed pandemią. W wielu krajach są one wciąż wystarczająco wysokie, by mogły być wykorzystywane do ewentualnych dalszych interwencji na rynkach. Na przykład, choć w Indiach zmniejszyły się one w tym roku fiskalnym o 96 mld dol. do 538 mld dol., to są prawie 50 proc. wyższe niż w 2017 r. i wystarczą na pokrycie dziewięciu miesięcy importu.