Szułdrzyński: Obama o TK czyli nocny koszmar PiSu

Forsując kolanem ustawę o Trybunale Konstytucyjnym Prawo i Sprawiedliwość – jak w powiedzeniu ulubionym przez Jarosława Kaczyńskiego – straciło cnotę, ale rubelka nie zarobiło.

Aktualizacja: 09.07.2016 13:50 Publikacja: 09.07.2016 09:54

Szułdrzyński: Obama o TK czyli nocny koszmar PiSu

Foto: AFP

W swoim wystąpieniu amerykański prezydent Barack Obama odwołał się do kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego. A zatem zrobił to, czego najbardziej obawiali się politycy związani z obozem rządzącym.

To czy Obama odwoła się do spraw wewnętrznych w Polsce, nie było jasne do samego końca. Polacy przekonywali, że amerykański prezydent nie zrobi tego, by nie dawać pretekstu Rosji, do poważania wartości szczytu. Przywódcy NATO spotkali się w Warszawie – argumentowali przedstawiciele rządu – by pokazać Rosji jedność. Ganienie polskiego rządu za spór wokół TK miałoby być na tej jedności rysą.

Ale z rozmów, które odbyłem przy okazji szczytu wynika, że Amerykanie również zastanawiali się, czy Obama powinien o tym mówić. Jastrzębie w amerykańskiej dyplomacji przekonywały, że milczenie amerykańskiego prezydenta będzie oznaczało legitymizację działań nowego rządu, które budzą w Waszyngtonie poważne obawy. Przeciwnicy argumentowali, że nie powinno się łączyć spraw bezpieczeństwa i geopolityki z wewnętrznym sporem politycznym. Obawiali się też wzrostu tendencji antyamerykańskich w nowej polskiej władzy.

Wygrała jednak opcja jastrzębi. Niektórzy uczestnicy szczytu byli wręcz zaskoczeni, jak mocno wypowiedział się Obama, mówiąc nie tylko o Trybunale Konstytucyjnym, ale również wyznaczając czerwone linie, które sprawiają, że dane państwo jest demokratyczne: praworządność, instytucje, niezależne sądownictwo i wolne media. To wyraźny sygnał, dla PiS, że działania w tych dziedzinach będą przez Amerykanów bacznie obserwowane.

A zatem stało się to, czego najbardziej obawiali się politycy partii rządzącej. Obama udzielił nowym władzom swoistej reprymendy. Choć uczciwie trzeba przyznać, że nie był to główny temat szczytu i – może poza polskimi dziennikarzami – główną uwagę przyciągały jednak kwestie militarne. Niemniej nocny koszmar, jakim mogła być aluzja do konfliktu o Trybunał Konstytucyjny, okazała się niczym wobec, tego co ostatecznie miało miejsce.

PiS znalazł się w dość kłopotliwej sytuacji. Obama, jak się wydaje, nie dał się nabrać na trick w postaci przepychanej kolanem nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. A więc cały ten fortel, który kosztował PiS sporo prestiżu na krajowym podwórku – wszak ustawę procedowano w sposób naprawdę skandaliczny skończył się jak w ulubionym powiedzonku Jarosława Kaczyńskiego: PiS cnotę stracił, ale rubelka nie zarobił.

Ale sprawa jest poważniejsza i wykracza poza bieżącą politykę. Po decyzji Wyspiarzy o Brexicie zmienił się w Europie układ sił. UE bez Brytyjczyków będzie słabsza. Tym ważniejsze są relacje transatlantyckie. Racją stanu jest więc utrzymywanie jak najlepszych relacji z USA. W Internecie już widać, że prawica zaczyna festiwal przeciw Obamie, który może zaowocować schłodzeniem relacji PiS z Ameryką. Tyle tylko, że Polski dziś na to nie stać.

Oczywiście, PiS wpadł po części we własną pułapkę. Tak mocno postawił poprzeczkę w sprawach godności i suwerenności, tak dużo słyszeliśmy o „wstawaniu z kolan”, że teraz sytuacja, w której lider największego światowego mocarstwa bezceremonialne wtrącił się w wewnętrzną sytuację Polski, obóz władzy ma poważny problem.

Dlatego sytuacja, w której opozycja i przeciwnicy PiS zaczęliby używać słów Baracka Obamy jako oręża do walki z partią Jarosława Kaczyńskiego jest najgorszym możliwym scenariuszem. I wielką krótkowzrocznością. Taka reakcja popchnęłaby PiS w kierunku antyamerykanizmu. W obecnej sytuacji, gdy chwieje się Unia Europejska, gdy mamy na pieńku z Komisją Europejską, konflikt z Waszyngtonem byłby największym prezentem dla Rosji ale też dramatem jeśli chodzi o nasze bezpieczeństwo. Przeciwnicy PiS powinni o tym pamiętać.

Ale powinien o tym pamiętać też obóz władzy. Nie ma teraz innego wyjścia niż pokornie przełknąć tę gorzką  pigułę, którą zaserwował jej nie Barack Obama, lecz która jest efektem działania nie kogo innego, tylko PiS właśnie.

Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Marcin Romanowski problemem dla Karola „nie uważam nic” Nawrockiego
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego „nie uważam nic” Karola Nawrockiego nie jest błędem
Komentarze
Romanowski, polski Puigdemont. Jak polityka podważa zaufanie w UE
Komentarze
Rusłan Szoszyn: W Warszawie zaatakowano Jana Malickiego, wroga dyktatorów
Materiał Promocyjny
W domu i poza domem szybki internet i telewizja z Play
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dariusz Wieczorek odchodzi, bo był zbyt skromny, czyli jak nie kończyć kryzysów
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku