Liberałowie, lewica co chwilę publikują jakieś ciekawe książki, debaty, tymczasem po drugiej stronie głównie słychać radosne siorbanie – akustyczny efekt procesu konsumpcji konfitur, jakie niesie ze sobą władza, zamiast głębokiej intelektualnej debaty.
Gdy po śmierci Adamowicza wszyscy dostrzegli potrzebę jakiegoś ucywilizowania naszej debaty, środowiska prawicowe zaczęły bić na alarm. „Zajęcia z walki z mową nienawiści to w istocie szerzenie homopropagandy" – ostrzegali niezawodni dyżurni konserwatyści spod znaku Ordo Iuris, zachęcając rodziców, by nie pozwalali dzieciom słuchać takich wywodów. Intencje może były szczytne, ale wizerunkowy efekt katastrofalny – znów okazało się, że katole to ci, którzy o nienawiści mówią tylko w przypadku prześladowania chrześcijan, ale gdy dochodzi do wstrząsającego mordu z nienawiści, nie są w stanie wyjść poza swoje idiosynkrazje.
Zresztą muszę przyznać, że koledzy z Ordo Iuris robią ostatnio fatalną robotę wizerunkową katolicyzmowi. Gdyby mnie ktoś obudził w środku nocy i zapytał, z czym mi się kojarzy ta organizacja, to powiedziałbym, że z obroną ustawy, która stwierdzała, że pobicie raz żony to żadna przemoc w rodzinie, z bronienia prawa skrajnych narodowców do maszerowania ulicami Warszawy, a także z autorstwa projektu, zakładającego karę więzienia dla kobiet, które zdecydowały się na aborcję. Ten ostatni pomysł był tak radykalny, że nawet polscy biskupi nie zdecydowali się go poprzeć.
I zamiast, jak głosi nazwa instytucji, budować kulturę prawną, mamy fatalną gębę przyprawianą konserwatywnym katolikom, że hejt im nie przeszkadza, że uważają przemoc wobec kobiet za wymysł wrogów rodziny, a kobieta, która zabije własne nienarodzone dziecko, powinna trafić do celi. Taka fundamentalistyczna wersja chrześcijańskiego szariatu. Ordo Iuris buduje sobie taki wizerunek, że Opus Dei przy nich wygląda nie tylko na amatorów, ale w dodatku na grupę dandysów, zgniłych i zblazowanych liberałów. Czy ktoś uważa, że taką wizją przyciągnie kogokolwiek do pustoszejących kościołów? Że będzie to atrakcyjna oferta dla młodych, którzy szukają jakiejś ideowej tożsamości?
Problem jest jednak szerszy i nieustannie się pogłębia. Bo nagle okazuje się, że szeroko rozumiana prawica nie ma wiele ciekawego do powiedzenia w sprawie agresji i nienawiści, która zatruwa naszą debatę. Ta nienawiść i agresja są realne, to nie żadne wymysły lewicy. Nawet jeśli przyjąć, że na Zachodzie walka z mową nienawiści często jest narzędziem do aplikowania kolejnych dawek politycznej poprawności, do wpisywania kolejnych tematów na listę spraw zakazanych. Mało tego, jak pokazują badania – zlecane przez lewicę – to prawica jest dziś w Polsce obiektem większego hejtu niż opozycja.