Z nieukrywaną ciekawością obserwowałem w ostatnich dniach show, jaki nam wszystkim zafundowała grupa urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości i PiS-owskich nominatów w sądach oraz Krajowej Radzie Sądownictwa łączona przez prasę z jednym z komunikatorów internetowych i grupą dyskusyjną na tym komunikatorze o wdzięcznej nazwie Kasta. Przekaz ten stworzyli razem z grupą swoich pełnomocników procesowych i wydawcami oraz nadawcami mediów (pro)PiS-owskich, w tym telewizji formalnie wciąż publicznej.
Chodzi o konferencje prasowe i następujący po nich potok publikacji dotyczących pozwów i prywatnych aktów oskarżenia, jakie panowie (z kronikarskiego obowiązku odnotuję brak wśród nich chociażby jednej kobiety) wywiedli przeciwko wydawcom prasy, dziennikarzom i komentatorom politycznym.
Nie knuliśmy razem, ale razem się oburzamy
Patrząc na taktykę przyjętą przez bohaterów owego szumu medialnego, nie jestem w stanie nie dostrzegać prymatu PR-u nad interesem procesowym powodów lub oskarżycieli prywatnych. Inna sprawa, że nawet nie wiemy, czy owe pozwy i prywatne akty oskarżenia zostały opłacone i czy w ogóle ktokolwiek będzie miał okazję wyrokować na ich temat.
Skąd wywodzę ów prymat przekazu medialnego nad interesem osób inicjujących owe postępowania? Panowie ci twierdzą, że nie łączyła ich żadna grupa komunikatorowa, w szczególności o nazwie Kasta, na której forum miały być planowane akcje hejterskie wobec różnych sędziów. Tymczasem, zaczynając ewentualne procesy, zamierzonym i wspólnym przytupem medialnym w pierwszej kolejności wyeksponowali swoje współdziałanie, pokazali się jako nieprzypadkowa grupa osób, które łączy coś więcej niż tylko ulokowanie ich przez PiS na niższych i wyższych szczytach administracji wymiaru sprawiedliwości.
Jednocześnie nie zaoferowali żadnego wyjaśnienia dla niekwestionowanego przez nikogo faktu ujawniania w mediach społecznościowych przez różne anonimowe osoby dokumentów pochodzących z Ministerstwa Sprawiedliwości i dotyczących m.in. niepokornych sędziów, których Mała Emi na zlecenie Kasty opluwała. A to przecież oni z ekswiceministrem Łukaszem Piebiakiem, ministrem Zbigniewem Ziobrą i prokuratorem Bogdanem Święczkowskim na czele byli w pierwszej kolejności zobowiązani do wyjaśnienia tych wycieków. Dwaj ostatni nadal są do tego zobowiązani. Brak zainteresowania aż razi.