W ,,Rzeczpospolitej" jest jednak miejsce dla każdego: piszą zarówno krytycy obecnej władzy, jak i jej zwolennicy – dziennikarze, prawnicy, naukowcy, politycy. Tak właśnie powinna wyglądać nowoczesna gazeta w nowoczesnej demokracji: nie powinna być tubą propagandową kolegium redakcyjnego i jej naczelnego, ale wolnym forum wolnych myśli. Z nieprzeciętnym oburzeniem czytam więc komentarze realnych – podobno wykształconych – osób podpisanych z imienia i nazwiska na facebookowej witrynie internetowej ,,Prawo co dnia".
I tak winą redaktora Marka Domagalskiego, który z natury rzeczy jest bardzo powściągliwy w prezentowaniu swoich sympatii i antypatii politycznych, a których do dzisiaj nawet się nie domyślam, jest to, że miał poprowadzić program #RZECZoPRAWIE, do którego zaproszeni zostali: znana profesor – dziekan prawa jednej z uczelni, notariusz, adwokat i poseł PiS.
Być może obecność tego ostatniego tak rozwścieczyła doktora prawa, który reklamuje się w internecie jako wieloletni wykładowca akademicki, obecnie radca prawny o wiedzy ugruntowanej w renomowanych warszawskich kancelariach prawniczych. Otóż pan doktor tak skomentował informację o programie: ,,UWAGA, nadciąga redaktor Domagalski, zamykajcie internety! Omujborze, do tego »specjalistka« od prawa konstytucyjnego, a w rzeczywistości od międzynarodowego publicznego o koniunkturalnie zmiennych sympatiach politycznych. Tego nie będzie można »odpaczeć«" (cyt. dosłowny).
W innym miejscu pan doktor tak komentuje zamieszczony w „Rzeczpospolitej" artykuł – opinię prof. Mariusza Muszyńskiego (obecnego wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego – przyp. D.Cz.): „Bezczelność tego dublera przechodzi wszelkie granice. A swoją drogą to bardzo ciekawe spojrzenie polskiego wywiadu na sądownictwo UE. Do kogo jest skierowany ten artykuł? Ciemny lud nie zrozumie, a specjaliści te bajki wyśmieją? Może to próba zracjonalizowania swojej obecności w TK, tudzież zasygnalizowania partii swojego oddania i gotowości do działania? BTW, kiedy antysędzia zwróci bezprawnie pobierane wynagrodzenie?"
Panie doktorze: nie wierzę, że to pan napisał. Ktoś się musiał pod pana podszyć, bo to niemożliwe, żeby wykładowca akademicki, wychowawca młodych prawników i radca prawny z doświadczeniem w renomowanych warszawskich kancelariach prawniczych używał w publicznej debacie wobec swoich adwersarzy takich słów, znieważał dziennikarza, dwóch profesorów prawa... Czym prędzej niech pan zawiadomi organy ścigania o kradzieży tożsamości: wszak klikając w facebookową miniaturkę ze zdjęciem, od razu przekierowujemy się na stronę z wizerunkiem eleganckiego pana w garniturze i krawacie, który nie może mieć nic wspólnego z takim hejtem...