Od kilku dni kraj żyje sprawami najmłodszego syna prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Wszystko przez zdjęcie opublikowane w dzienniku „Komsomolskaja Prawda w Biełorussii".
Chodzi o Mikołaja (po białorusku – Mikałaj) Łukaszenkę, który „przypadkowo" został przyłapany przez „przypadkowego" fotografa w klasie ekonomicznej pociągu, który jechał z Mohylewa do Szkłowa, rodzinnej miejscowości prezydenta.
Rzeczniczka Łukaszenki Natalia Ejsmont wytłumaczyła, że syn prezydenta „bez mamy i taty" postanowił samodzielnie po cichu pojechać na wycieczkę. – Prezydent wychowuje swojego syna w bardzo prosty sposób – mówiła.
Kilka dni temu „prosty chłopiec", nazywany w lokalnych mediach Kolą, pokazał się przed kamerami białoruskich stacji rządowych, gdy wraz z ojcem młócił pszenicę. Namłócił 5 ton i osobiście siedział za sterami kombajnu. W ten sposób miał dać przykład białoruskim rolnikom, na których wydajność naciska jego ojciec.
– Wiele wskazuje na to, że w ciągu kilku ostatnich lat nad wizerunkiem Łukaszenki młodszego pracują profesjonalni piarowcy. Wcześniej był on dzieckiem, które zawsze towarzyszyło tatusiowi, a teraz podkreślają jego samodzielność – mówi „Rzeczpospolitej" Aliaksandr Klaskouski, znany białoruski politolog.