Umowa, której efektem był zawarty w 1992 r. traktat z Maastricht, zasadniczo sprowadzała się do zgody Niemiec na porzucenie marki na rzecz wspólnej europejskiej waluty w zamian za zgodę Francuzów na zjednoczenie Niemiec. Kanclerz stawiał jednak dodatkowy warunek: w nowej unii walutowej będą obowiązywały rygorystyczne limity długu i deficytu budżetowego. Chciał, aby nowy pieniądz był równie silny, jak ten, z którego rezygnowali Niemcy. A także aby nie powstało ryzyko wysokiej inflacji, która przyczyniła się do dojścia Hitlera do władzy na początku lat 30. W Bonn domagano się też gwarancji, że niemiecki podatnik nie będzie musiał ratować przed bankructwem słabszych krajów strefy euro.
Regulacje strefy euro, w tym limit długu odpowiadający 60 proc. PKB oraz deficytu budżetowego – 3 proc. PKB – został jednak zawieszony w marcu ub. roku. Dzięki temu rządy miały mieć wolną rękę w ratowaniu gospodarek przed skutkami pandemii.
Jednak w minionym tygodniu Rada Analiz Gospodarczych (CAE) przy francuskim premierze opublikowała raport, w którym proponuje, aby kryteria z Maastricht zostały przekreślone na stałe. – Nie żyjemy już w czasach Maastricht – piszą autorzy, wskazując, że dzięki znacznie niższym niż przed 30 laty stopom procentowym nawet z bardzo wysokim długiem finanse państwa są bezpieczne. Ich zdaniem w sytuacji, gdy Włochy mają 160 proc. PKB zobowiązań, ale Niemcy 72 proc., utrzymywanie dla wszystkich identycznych limitów nie ma sensu.
Na miejsce dotychczasowych rozwiązań każda stolica sama ustalałaby więc poziom długu i deficytu budżetowego na nadchodzące pięć lat. Taki plan musiałaby zatwierdzić rada ministrów finansów UE (ecofin). Komisja Europejska miałaby też prawo postulować większe lub mniejsze wydatki, gdyby jej zdaniem np. zbytnie zaciskanie pasa mogło wepchnąć całą Wspólnotę w recesję.
Francuski pomysł zasadniczo sprowadza się więc do renacjonalizacji polityki budżetowej, spektakularnego cofnięcia integracji. Jest podejrzliwie postrzegany w Berlinie: do wyborów parlamentarnych we wrześniu nie ma szans, aby podjęto na jego temat poważne negocjacje. Z początkiem 2022 r. przewodnictwo w Unii przejmuje co prawda Francja, ale i ona będzie wtedy w kampanijnej atmosferze przed majowym głosowaniem na nowego prezydenta.