Plany Władimira Putina zdradził we wtorek wpływowy rosyjski dziennik „Kommiersant". Powołując się na dobrze poinformowane źródła, gazeta podaje, że w najbliższym czasie mieszkańcy samozwańczych republik Donieckiej i Ługańskiej będą mogli w uproszczonym trybie dostać rosyjskie obywatelstwo. Przygotowane wcześniej rozporządzenie prezydent Rosji ma podpisać tuż po niedzielnych wyborach prezydenckich na Ukrainie.
Jeszcze pod koniec grudnia Duma przegłosowała ustawę, w świetle której to właśnie rosyjski prezydent decyduje o tym, kto może skorzystać z takiego przywileju. W trybie uproszczonym osoba ubiegająca się o rosyjski paszport nie będzie musiała mieszkać od pięciu lat na terenie Rosji i nie musi być tam zatrudniona. Nowe przepisy zwalniają też z obowiązku zdawania egzaminu z języka rosyjskiego. Wszystko wskazuje na to, że zmiany te od początku były planowane z myślą o Ukrainie.
Z doniesień „Kommiersanta" wynika, że mieszkańcy samozwańczych republik musieliby jedynie posiadać paszporty, które od kilku lat rozdają separatyści, i udać się do najbliższej miejscowości po rosyjskiej stronie granicy i złożyć wniosek o nadanie obywatelstwa Rosji. Gazeta informuje też, że rosyjskie władze starannie się do tej operacji przygotowały – odpowiednia infrastruktura powstała w Rostowie nad Donem i innych okolicznych miejscowościach. Aby otrzymać rosyjskie dokumenty, mieszkańcy Doniecka i Ługańska musieliby oddać paszporty ukraińskie.
– W 2014 i 2015 roku Kijów de facto wypowiedział nam wojnę, a naszych relacji z Ukrainą już nic bardziej nie pogorszy – mówi „Rzeczpospolitej" Aleksiej Muchin, moskiewski politolog blisko związany z Kremlem.
– Rosyjskie społeczeństwo zarzucało władzom w Moskwie, że przez lata nic nie zrobiono, by polepszyć sytuację Rosjan mieszkających w Donbasie. To jedna z przyczyn, że poparcie dla Władimira Putina zmalało – twierdzi Muchin. I dodaje, że mieszkańcy Donbasu będą teraz dostawać m.in. rosyjskie emerytury. – W przypadku jakiegokolwiek zaostrzenia sytuacji nasza odpowiedź będzie mocna i nie spodoba się władzom w Kijowie – podkreśla rosyjski politolog.