W powietrzu unosi się delikatny zapach ryżu jaśminowego. W doniczkach na parapecie kwitną storczyki – białe, herbaciane, różowe. W rogu stoi drewniana rzeźba, a przed nią pudełko z kadzidełkami, butelka wina i starannie ułożone na talerzu banany i winogrona. O opiekuńcze bóstwo trzeba dbać. Odwdzięczy się, zapewniając sukces. Przyciąga pieniądze. Przy białych wąskich stolikach siedzą młode dziewczyny. Mają długie, starannie rozczesane włosy, część zebrały z tyłu gumką lub spinką.
Dwaj mężczyźni w białych koszulach przygotowują swoje stanowiska, czyszcząc energicznie blaty pędzlami przypominającymi te, których używa się do golenia. Wszyscy rozmawiają w języku, który jest jak uderzanie w strunowy instrument: tu, ko, ka, om, ej, aj, sou, fei, kua. Trudno się w tym połapać. Żadne słowo nie brzmi znajomo. Z magnetofonu sączą się śpiewane w tym języku piosenki. Wolne. Pewnie o miłości? Wizyta tutaj jest jak podróż do Wietnamu, ale nie trzeba jechać tak daleko. Studio Paznokci Asian Nail zajmuje jeden z pawilonów w al. Jana Pawła II w Warszawie.