Reklama
Rozwiń

Kolanko: Nikt nie kwestionuje, że państwo dobrobytu jest potrzebne

PO nie potrafiła swojego pomysłu na wzrost płac przełożyć na marketingowy przekaz, który dotrze do wyborców.

Aktualizacja: 23.09.2019 06:09 Publikacja: 22.09.2019 00:01

Kolanko: Nikt nie kwestionuje, że państwo dobrobytu jest potrzebne

Foto: Fotorzepa/ Michał Kolanko

Do końca kampanii wyborczej pozostało mniej niż miesiąc i już zaczyna być jasne, że jednym z najważniejszych jej tematów jest kwestia dobrobytu. „Nowoczesne państwo dobrobytu” (w stylu skandynawskim) kontra „Polski model państwa dobrobytu”. Pierwsze to pomysł Lewicy, drugie to propozycja PiS zawarta w programie partii rządzącej pod tym właśnie tytułem. To najlepiej pokazuje, że nikt z uczestników politycznej debaty nie kwestionuje już, że państwo dobrobytu jest potrzebne. Pytanie brzmi tylko: jakie?

Więcej zarabiać chcą wszyscy  

Dla PiS centralnym elementem budującym polski model państwa dobrobytu jest propozycja związana z podniesieniem płacy minimalnej – nawet do 4 tysięcy złotych w perspektywie końca 2023 roku. Tymczasem politycy Koalicji Obywatelskiej tuż po pojawieniu się tego pomysłu natychmiast zaczęli – oficjalnie i kuluarowo – definiować go jako kolejny program, który ma na celu wsparcie grupy wyborców PiS kosztem przedsiębiorców. – Ludzie pracy, przedsiębiorcy, Polki, Polacy, chcę was ostrzec: pan Kaczyński idzie po wasze pieniądze – mówił w ubiegły weekend Grzegorz Schetyna. Pojawia się też hasło, że PiS podsyca spór między pracodawcami a pracownikami. W głośnym felietonie „Polska bezradnych kontra Polska zaradnych” Eliza Michalik pisze w ‚Gazecie Wyborczej” wprost, że „PiS zwraca się wyłącznie do klientów pomocy społecznej i ludzi najmniej zarabiających”.

Tymczasem kilka dni temu jeden z kluczowych polityków PiS w rozmowie z „Rzeczpospolitą” zwracał uwagę, że celem długoterminowym tego i innych pomysłów rządu jest ogólne podniesienie zarobków w gospodarce – dla wszystkich pracowników. Elementem realizacji tego planu jest właśnie wzrost płacy minimalnej.  To „wypychanie w kierunku klasy średniej” słabiej zarabiających oraz ogólne „pchanie w kierunku gospodarki o wyższych płacach” ma sprawić, że Polska (dzięki równoległym szerokim programom inwestycyjnym) zbuduje wspomniany model dobrobytu.

W retoryce PiS jak do tej pory ten wątek nie brzmi wystarczająco wyraźnie. Wyzwaniem dla sztabowców partii rządzącej jest więc przedstawienie propozycji płacowej właśnie jako pomysłu o charakterze powszechnym, który wzmocni gospodarkę i będzie korzystny zarówno dla pracowników, jak i pracodawców. Dowartościuje również klasę średnią (w raporcie Polskiego Instytutu Ekonomicznego liczy ona blisko 12 mln osób), która ma swoje własne aspiracje płacowe. O nich toczy się bowiem gra na polu „dobrobytu”. 

 Lewica od kilku tygodni buduje na potrzeby kampanii swoją własną opowieść o dobrobycie, który ma być taki jak w Skandynawii. Polska powinna zmienić się w „nowoczesne państwo dobrobytu”. To wyraźny kontrast z propozycją PiS, który w swojej retoryce – by zmobilizować wyborców – jednoznacznie stawia na tradycyjny model rodziny, Kościół i państwo narodowe.  

Zmarnowana szansa Platformy 

W tym wszystkim musi się odnaleźć też Koalicja Obywatelska, która w ostatnich dniach kieruje swoje przesłanie głównie do osób średnio zarabiających.

Politycy Platformy Obywatelskiej, którzy dziś tworzą KO, już w grudniu 2018 r., tuż przed jedną z konwencji PiS, zarysowali swój pomysł dotyczący płac, który teraz znamy jako program „Niższe podatki, wyższe płace”. PO już wtedy trafnie zauważyła, że spór w 2019 r. będzie się toczył na płaszczyźnie płacowej. I że jednym z efektów polityki gospodarczej PiS jest akceptacja dla większej aktywności państwa w gospodarce.

Jednak PO nie była w stanie przez blisko rok od prezentacji zrębów tego pomysłu zakorzenić go w społecznej świadomości. A jak pokazują analizy, nawet w szybkim tempie kampanii wyborczej dotarcie do wyborców, którzy o takich pomysłach rozmawiają rano czy wieczorem przy swoich kuchennych stołach, nie trwa krótko. PO miała na to czas. Czy wykorzystała swoją szansę? Trudno uznać, że tak się stało. Jej politycy, nawet mając pomysł potencjalnie istotny w obecnej ważnej dyskusji, nie byli w stanie przetworzyć go na marketingowy przekaz w stylu „piątki Kaczyńskiego” lub „hat tricka”. I teraz widać tego konsekwencje.

Do końca kampanii wyborczej pozostało mniej niż miesiąc i już zaczyna być jasne, że jednym z najważniejszych jej tematów jest kwestia dobrobytu. „Nowoczesne państwo dobrobytu” (w stylu skandynawskim) kontra „Polski model państwa dobrobytu”. Pierwsze to pomysł Lewicy, drugie to propozycja PiS zawarta w programie partii rządzącej pod tym właśnie tytułem. To najlepiej pokazuje, że nikt z uczestników politycznej debaty nie kwestionuje już, że państwo dobrobytu jest potrzebne. Pytanie brzmi tylko: jakie?

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Polityka
Najnowszy sondaż poparcia partii politycznych. Duże tąpnięcie PiS
Polityka
Ryszard Petru pracuje w sklepie. Mówi o "presji czasowej"
Polityka
Bodnar: Orbán mógł popełnić błąd w sprawie Romanowskiego i Węgry poniosą konsekwencje
Polityka
Ranking tematów przy wigilijnym stole: od cen masła po wybory prezydenckie i Trumpa
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Polityka
Jarosław Kaczyński chwali Rzecznika Praw Obywatelskich: Potwierdził to, co mówiliśmy
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku