Nie ma tygodnia spokoju w polskiej polityce wewnętrznej. Ledwo zamknęliśmy rozdział „Wybory prezydenta", który spolaryzował Polaków, a już – pomimo wakacji – kolejny temat prowokuje do pogłębienia podziałów w społeczeństwie. Konwencja Rady Europy „o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej", potocznie zwana konwencją stambulską, stała się nowym, gorącym tematem.
Polska podpisała konwencję w grudniu 2012 r., a w 2015 r. formalnie stała się 18. krajem, który ją ratyfikował. Obecnie takich państw jest 34. Żadne z nich nie wypowiedziało konwencji.
Czytaj także: Strefa wolna od zarazy
Zwalczanie stereotypów
Tymczasem rządzący w Polsce uznali, że zamiast budować wspólnotę wokół konwencji, realizować zapisane w niej międzynarodowe cele ochrony kobiet przed przemocą i przemocą w rodzinie, lepiej jest – z ich politycznego punktu widzenia – kwestionować zapisy tego dokumentu jako rzekomo sprzeczne z ideą „tradycyjnej" rodziny, jako związku mężczyzny i kobiety.
Zdaniem krytyków konwencji zagrożenie płynie głównie z zawartego w niej pojęcia „płci społeczno-kulturowej". Pomijają lub przeinaczają jego znaczenie, które mówi, że z konkretną płcią biologiczną wiążą się określone uwarunkowania życia w społeczeństwie i role przypisywane płci. A z tego wynika dyskryminacyjne pojmowanie roli kobiety w życiu społecznym.