Sąd Unii Europejskiej orzekł, że progresywna konstrukcja polskiego podatku od handlu nie stanowi niedozwolonej pomocy publicznej, chociaż sam rząd Prawa i Sprawiedliwości w ocenie skutków regulacji przyznał, że jednym z nich będzie „poprawa konkurencyjności mikro-, małych i średnich przedsiębiorstw w stosunku do dużych przedsiębiorców handlowych". W istocie jednak problemy z tym podatkiem są znacznie głębsze.
Po pierwsze, to podatek celowo uderzający w sektor, w którym istotną rolę odgrywa kapitał zagraniczny, podobnie jak ma to miejsce w przypadku banków, które PiS również obciążył podatkiem sektorowym. Tym samym rząd wyraźnie zniechęca zagraniczne firmy do inwestowania w Polsce – w sytuacji gdy wciąż potrzebujemy zagranicznych inwestycji.
Po drugie, uzasadniając wprowadzenie dodatkowego podatku, PiS nie waha się używać argumentów populistycznych i fałszywych. Podatek od handlu ma służyć „wyrównaniu uszczerbku" wynikającego ze stosowania „praktyk optymalizacyjnych". Tutaj należy zauważyć, że takie sieci, jak Biedronka czy Rossmann, od lat należą do największych płatników CIT w Polsce, więc wymierzanie im domiaru z tego powodu, że jakieś inne sieci jakoby uchylają się od podatków, jest jawną niesprawiedliwością.
Po trzecie, podatek od handlu jest podatkiem przychodowym, płaconym niezależnie od rzeczywistego wyniku w danym roku. To dodatkowe obciążenie dla firm, które chciałyby dopiero wejść na rynek, co wymaga znacznych inwestycji w nowe sklepy i początkowego akceptowania strat, a także dla tych przedsiębiorstw, które doświadczają trudności i są zmuszone dokonać restrukturyzacji.
Autor jest ekonomistą Forum Obywatelskiego Rozwoju