Ileż to zarzutów wobec byłego premiera Donalda Tuska jeszcze w poniedziałek miał poseł Marcin Horała, szef sejmowej komisji śledczej ds. VAT. Publiczne przesłuchania politycznych przeciwników w wykonaniu sejmowych śledczych są obliczone na efekt złapania na kłamstwie lub choćby nieścisłości. Dobrze w pytaniu podać jakąś wielką liczbę, miliardy utracone przez handel fakturami itp. Nie chodzi o to, czy z Tuskiem się udało, czy też na ringu spotkali się zawodnicy z różnych klas rozgrywkowych, raczej o to, że przedstawianie rzeczywistości jako ruiny za poprzednich rządów i sielanki za obecnych zawsze będzie skazane na niepowodzenie. Życie ma znacznie bogatszą paletę barw niż biel i czerń.
Premier Mateusz Morawiecki często powtarza, jak wielkim osiągnięciem było uszczelnienie systemu podatkowego, ile udało się dzięki temu oszczędzić i wydać, np. na 500+ czy tzw. 13. emeryturę (to wprawdzie świadczenie jednorazowe, ale wielu myśli, że będzie co rok). Owszem, uszczelnienie to niemały sukces, ale sprawiedliwie byłoby przyznać, że poprzednie rządy też mają tu swoje zasługi, bo przygotowywały podwaliny pod Jednolity Plik Kontrolny. Podobnie było z systemem dozoru elektronicznego, dzięki któremu skazani mogą odsiadywać wyrok we własnym domu. W związku z tym nie tracą więzi z rodziną, a państwo nie trwoni pieniędzy na ich utrzymanie za kratami. Prace nad SDE były ponadpartyjne – co przyznawał zarówno minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski z PO, jak i Beata Kempa, zastępczyni Zbigniewa Ziobry w rządzie PiS z lat 2005–2007. Brakuje dziś ponadpartyjnego porozumienia między politykami w ważnych sprawach. A budżet państwa i podatki to jedna z nich.
Tymczasem handel fakturami kwitnie jak dawniej, a młyny prokuratury mielą powoli. By z tym walczyć, nie potrzeba komisji śledczej. Kilka miesięcy temu wysocy przedstawiciele resortu finansów mówili do handlujących: „Idziemy po was". Wyszło tak jak ministrowi Sienkiewiczowi z narodowcami z Podlasia.
Owszem, gdy firma działa legalnie i wystawia faktury, trudno stawiać jej zarzut, że chce zarabiać. Na pewno jednak da się sprawdzić, czy ten biznes to tylko fakturowanie. Do tego właśnie aparat skarbowy ma uprawnienia operacyjne, wgląd w konta bankowe i wszelkie inne legalne możliwości. Jeśli dziennikarz „Rzeczpospolitej" – nie mając tych atrybutów – bez trudu znajduje w internecie taką firmę, fiskus też da radę.
Czytaj też: