We środę, 15 maja pokazał to Flightradar – aplikacja umożliwiająca śledzenie ruchu samolotów w czasie rzeczywistym.
Przed katastrofą Maxa Ethiopian Airlines Boeing produkował Maxy w tempie 52 maszyny miesięcznie. Teraz, skoro zostały one uziemione na całym świecie i mogą wykonywać jedynie loty testowe bez pasażerów, a kolejne linie rezygnują z dostaw bądź odkładają je na dalszy termin, produkcja została zmniejszona do 42 miesięcznie. Łączne zamówienia na ten typ maszyn wynoszą w tej chwili 4,5 tys. W tym jest 9 Maxów LOTu.
Jak informował we środę, 15 maja Boeing, płyta oraz zadaszone hangary w San Antonio mają łączną powierzchnię prawie 100 hektarów i teraz będą służyły za tymczasowy parking dla Maxów. „Maszyny wrócą do Seattle wówczas, gdy nasi klienci będą już je mogli odebrać” - napisał w mailu Doug Adler, rzecznik Boeinga.
Nadal jednak nie wiadomo, kiedy będzie to możliwe w sytuacji, kiedy światowe agencje regulujące ruch lotniczy dopuszczą te maszyny do normalnych operacji. Dla Boeinga przelot z Teksasu do położonego na północy stanu Waszyngton będzie kosztowną operacją, nie mówiąc już o tym, że budżet producenta obciążają także koszty utrzymania Maxów w pełnej gotowości. Taki sam kłopot mają linie lotnicze, którym Boeing dostarczył już 371 B737 MAX. 7 (2 należące do Enter Air i 5 z floty LOTu) z nich stoi na warszawskim lotnisku Chopina. Jak poinformował „Rzeczpospolitą” dyr. Działu Komunikacji Korporacyjnej i PR, Adrian Kubicki te maszyny są cały czas konserwowane i serwisowane.
Wstrzymanie dostarczania Maxów przewoźnikom to także poważny problem dla kooperantów Boeinga, którzy musieli spowolnić produkcję.