Decyzja władz Włoch, by nie odbywały się msze święte z udziałem parafian, jest reakcją na zaniedbania i na włoską nonszalancję. Trudno ocenić ją jednoznacznie. Wielu Włochów najpierw zlekceważyło wymogi bezpieczeństwa, a teraz przejawia magiczne podejście do sakramentów. Już mamy do czynienia z pandemią, a z historii wiemy, że tam, gdzie ludzie masowo się modlili, choroby bardziej się rozprzestrzeniały. Trzeba wziąć to pod uwagę. I nie patrzeć na decyzję włoskiego rządu jak na atak na religię czy podporządkowanie się Kościoła państwu. Nie mam problemu z zamknięciem dostępu do świątyń tam, gdzie jest epicentrum epidemii. Przychodzenie do nich w tej sytuacji nikomu nie służy.
Wybór nie jest prosty
Z drugiej strony pytanie o zakres kościelnych restrykcji w Polsce jest otwarte. Nie może być tak, że zabroni się ludziom dostępu do sakramentów. Powstaje teologiczne pytanie: czy wierzymy tylko w Boga? Czy wierzymy Bogu także wtedy, gdy na szali jest nasze zdrowie i życie? Nie chodzi o zaprzeczenie środkom prewencji. Ale z historii Kościoła wiemy, że kapłani odwiedzali ciężko chorych i umierających. Zarażali się i umierali. Nie ma prostego wyboru między pozwoleniem na wszystkie msze albo zakazem uczestnictwa we wszystkich. W drugim przypadku odmawiamy ludziom wolnej woli, prawa do decydowania o swoim życiu i ich relacji do Pana Boga. Ale być może w przypadku zwiększonej liczby zachorowań rygorystyczne wskazania co do zakazu mszy trzeba będzie wziąć pod uwagę także w Polsce.
Przeczytaj również: ks. Isakowicz-Zaleski: Zmiany tak, ale nie zakaz mszy
Nie umiem w jednoznaczny sposób odpowiedzieć, czy jedynym sposobem dostępu do Eucharystii powinna być teraz telewizyjna czy internetowa msza święta. Uważam, że zamknięcie polskich kościołów na tym etapie byłoby fatalnym rozwiązaniem, nieproporcjonalnym do zagrożenia, które mamy. To komunikat: macie się bać bardziej, niż się boicie. I nie szukajcie oparcia w Panu Bogu.
Większe ryzyko
Hostia także nie jest zagrożeniem w szerzeniu koronawirusa. Przenoszą go ludzie. Należy zastanowić się nad tym, jak udzielać komunii świętej, by zmniejszyć ryzyko zarażenia. Ale nie zgadzam się z odmową udzielania ludziom komunii sakramentalnej w ogóle. Ich przyjście do kościoła na mszę byłoby wtedy pozbawione sensu – komunia duchowa podczas oglądania mszy w telewizji byłaby przecież tym samym. Paradoks polega na tym, że to szafarz komunii świętej bierze na siebie większe ryzyko zarażenia niż wierni. Jeśli na to się decyduję, to akceptuję to ryzyko. Oczywiście przy zachowaniu środków ostrożności, np. udzielania komunii na rękę, a nie na język.