Jak informuje TVN24, do szpitala na Józefowie w Radomiu w środę dotarły kolejne pozytywne wyniki badań na obecność koronawirusa. Od wybuchu pandemii w tamtejszej placówce zdiagnozowano go już u 115 osób, zarówno wsród pacjentów, jak i lekarzy, pielęgniarek, czy obsługi. Rzecznik szpitala zaapelowała do wolontariuszy o pomoc w opiece nad pacjentami, gdyż sytuacja jest dramatyczna.
Jeden z pracowników placówki, który ze względu na swoje bezpieczeństwo poprosił o zachowanie anonimowości, odpowiedział na pytanie, skąd na Józefowie wziął się koronawirus. - Według naszej wiedzy, chodzi o doktora X., jedną z funkcyjnych osób w szpitalu. W połowie marca miał wrócić z wyjazdu zagranicznego. Wkrótce źle się poczuł. Okazało się, że ma koronawirusa. Zakażenie najpierw pojawiło się na Oddziale Wewnętrznym I, potem na Wewnętrznym II, z którymi styczność miał doktor X. Teraz wyszło na Neurologii i Rehabilitacji - powiedział w rozmowie z TVN24. - Drugim źródłem zakażeń są pielęgniarki. One muszą pracować w kilku miejscach jednocześnie. Na neurologię prawdopodobnie wirusa przyniosła pielęgniarka, która pracuje w szpitalu na Banacha w Warszawie. Cały oddział trafił na kwarantannę. Na rehabilitację też przyniosła pielęgniarka. Nasze dziewczyny jeżdżą po różnych szpitalach: Warszawa, Grójec, Pionki, Kozienice. Gdzie jest praca, tam jadą - dodał. - Wirus rozprzestrzenia się, bo nie mamy żadnych zabezpieczeń. Brakuje wszystkiego. Od samego początku. Maseczek. Fartuchów. Wszystkie środki ochrony są wyliczane. Każdy oddział musi podać, ilu ma pacjentów, ilu pracowników i w zależności od tego dostaje jakieś ochłapy. Chyba że akurat nic nie mają, to nic nie dostajesz - podkreślił.