Rz: W grudniu spotkała się pani w Mińsku z przywódcami samozwańczych republik donieckiej i ługańskiej. Jaki był cel spotykania się z ludźmi, dzięki którym wylądowała pani w rosyjskim więzieniu?
Nadia Sawczenko: Rozmawiałam o tym, jak można odblokować „mińskie porozumienia". Po naszej rozmowie Zacharczenko i Płotnicki (liderzy samozwańczych republik donieckiej i ługańskiej – red.) uwolnili dwie kobiety. Proces wymiany jeńców został bardzo upolityczniony. Ludzie są zakładnikami i będą siedzieli, dopóki politycy będą się kłócić. Nagłaśniałam i nagłaśniam temat ukraińskich jeńców, nawet stosując metody, które nie są popularne. Ucierpiała moja reputacja, ale to absolutnie mnie nie obchodzi. Dla uwolnienia naszych ludzi będę robiła wszystko.
Wykluczono panią z partii Batkiwszczyna oraz z ukraińskiej delegacji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy (PACE). Czy cena tego spotkania nie była za wysoka?
Absolutnie nie. Zostałam wykluczona z frakcji Batkiwszczyny, ale partię opuściłam na własne życzenie. To było nieuniknione. Nawet kiedy wstępowałam do tej partii, rozumiałam, że sojusz z Julią Tymoszenko nie potrwa długo. Ona chyba też to rozumiała, jesteśmy bardzo różne. Do PACE weszłam z ramienia frakcji Batkiwszczyna, do której już nie należę. Polityka zagraniczna nie powinna być dla Ukrainy kluczowa. Niestety, nasi politycy liczą, że całe życie nas będzie karmiła Europa. Ale jeżeli politycy nie będą mieli wsparcia wewnątrz kraju, nie będą się z nimi liczyć również za granicą. Putin nie jest lubiany na świecie, ale ma poparcie w Rosji. Zdobył je siłą, ale ma. Z nim będzie się liczył świat. Nasi politycy wyglądają jak żebracy w Europie i to jest bardzo poniżające dla mojego narodu.
Po uwolnieniu w maju 2016 roku na lotnisku w Kijowie witano panią jako bohatera narodowego. Dziś niektórzy nazywają zdrajcą.