SN zawiesił stosowanie przepisów o wcześniejszym przenoszeniu sędziów SN w stan spoczynku do czasu decyzji unijnego Trybunału. To prawny trik, który ma zatrzymać zmiany, jakie PiS chce wprowadzić w polskim wymiarze sprawiedliwości. Dlatego też obóz władzy odmówił uznania mocy prawnej decyzji SN. To wszystko wystrzały w wojnie totalnej, w której jednak stawką jest nie tylko sądownictwo.
Jarosław Kaczyński mówił ostatnio z rozbrajającą szczerością w tygodniku „Sieci", że bez zmian w wymiarze sprawiedliwości nie da się przeprowadzić żadnych reform, ponieważ mogłyby one zostać zakwestionowane przez sądy. Dlatego najpierw rozmontował system kontroli ustaw, paraliżując Trybunał Konstytucyjny. Podporządkował rządowi cały proces dotyczący kariery sędziów (a więc Krajową Radę Sądownictwa, która decyduje o awansach w tym zawodzie). Teraz zaś chce domknąć system poprzez przejęcie Sądu Najwyższego. PiS mówi otwarcie: nie chcemy, by istniały jakiekolwiek mechanizmy zdolne ograniczać naszą władzę, która ma demokratyczną legitymizację z wyborów 2015 r.
Sęk w tym, że te mechanizmy ograniczające wpisane są w polski ustrój, zaś PiS nie dostał od wyborców mandatu pozwalającego na zmianę konstytucji. Dlatego też opozycja protestuje przeciwko takim działaniom. Protestuje przeciwko nim również duża część środowiska sędziowskiego. Wbrew jednak narracji obozu rządzącego nie jest to protest o charakterze politycznym, nie chodzi o sojusz z tą czy inną partią, lecz jest to działanie w obronie konstytucyjnego ustroju gwarantującego niezależność i niezawisłość sądownictwa od władzy politycznej.
PiS na to odpowiada, że reformy są konieczne, ponieważ obecny wymiar sprawiedliwości wcale nie gwarantuje obywatelom poczucia sprawiedliwości, a w dodatku konserwuje postkomunistyczny układ sił w Polsce.
Mamy tu więc wojnę totalną. PiS walczy o rozmontowanie obecnego systemu wymiaru sprawiedliwości, który jest ostatnim bastionem ograniczającym jego wszechwładzę w państwie. Opozycja i sędziowie walczą o to samo – o istnienie bezpieczników w naszym ustroju, niepozwalających na przeobrażanie się demokracji w mniej lub bardziej zakamuflowany autorytaryzm. Być może PiS nie chce likwidować demokracji, ale robi wszystko, by mieć w rękach narzędzia, które pozwolą mu to zrobić. A już samo to jest olbrzymim ryzykiem.