W czasie epidemii koronawirusa wiele spraw budzi olbrzymie emocje. Tak właśnie stało się z kwestią funkcjonowania kościołów w czasie kwarantanny. Pojawiło się bardzo wiele głosów, że skoro rząd zdecydował o zamknięciu szkół, uczelni, teatrów i kin, trzeba zamknąć kościoły. Jak o każdej kwestii, warto o tym dyskutować.
Początkowo przewodniczący Episkopatu zaproponował, by starsi i chorzy – szczególnie narażeni na koronawirusa – nie przychodzili na msze, zaś proboszczowie odprawiali więcej mszy świętych, aby liczba wiernych w kościołach proporcjonalnie się rozłożyła, a więc zmniejszyła. W czwartek Rada Stała Episkopatu poszła dalej – zaapelowała, by biskupi udzielili dyspensy od obowiązku uczestnictwa we mszy: osobom szczególnie narażonym na epidemię, tym, którzy się jej boją, dzieciom, młodzieży i ich opiekunom.
Przeczytaj także: ks. Jacek Prusak: Odwołać msze? Nie wzywam do heroizmu
Być może biskupi mogli reagować lepiej i szybciej. Niemniej nie usprawiedliwia to faktu, że sprawa stała się przedmiotem nieprawdopodobnego wprost hejtu. Z czeluści sieci wypełzł antykościelny obskurantyzm i dał o sobie znać w niezliczonych wpisach obrażających katolików i księży oraz oskarżających Kościół o chęć pogłębiania kryzysu epidemicznego z pazerności na zbieraną podczas mszy tacę. W tym bluzgu przeglądał się obraz wszystkich antykościelnych i antyreligijnych uprzedzeń.
Wskazania sanitarne są niezwykle ważne. Należy unikać działań, które doprowadziłyby do pogorszenia sytuacji. Równocześnie jednak warto, by krytycy uświadomili sobie, że dla wierzących postulat zamknięcia kościołów czy zakazu sprawowania i udzielania sakramentu jest bardzo trudny do zaakceptowania.