Jeden z głównych krytyków PiS wyciągany z domu w kajdankach o szóstej rano. Wątpię, żeby ten obrazek miał przestraszyć opozycję. Zapewne ma być skierowany do elektoratu partii prezesa Kaczyńskiego, trochę na zasadzie: patrzcie, mimo zapewnień nowego premiera o potrzebie porozumienia, wzajemnej miłości, państwo PIS nie straciło zębów. Potrafi być równie ostre, zdecydowane i kategoryczne jak wcześniej.
Zatem pokaz siły, który z pewnością będzie świetnie przyjęty przez elektorat Prawa i Sprawiedliwości.
Jest i druga strona monety. Uderzono w legendę Solidarności, a zarazem jednego z najprzyzwoitszych, najuczciwszych i najodważniejszych ludzi po drugiej stronie sceny politycznej. Zastosowano wobec niego środki absolutnie nieproporcjonalne do celu. I zrobiono z niego bohatera dnia, jeśli nie miesiąca.
Może i Frasyniuk podczas pamiętnej miesięcznicy się bronił, może szarpał z policjantami, może powinien dać wynieść jak Gandhi gdzieś na stronę. Nieważne. Dziś jest nie tylko opozycyjnym świętym, ale i namaszczonym liderem.
Właśnie, czy aby liderem? I tu można by powiedzieć o trzeciej stronie monety, gdyby moneta ją miała. Co zrobi Frasyniuk z tą nagłą popularnością? Czy jest na cokolwiek gotów? Czy zamierza stanąć – jak niegdyś Wałęsa – na czele ruchu, którego na dodatek nie ma? Czy jego nagła sława pójdzie na rozkurz?
To pytanie o kondycję i przyszłość opozycji. Zawsze fundamentalnie ważne i ciągle bez odpowiedzi. Ale jest i drugie. Dlaczego ta akcja właśnie dziś rano? Czy aby spektakularne zatrzymanie Frasyniuka nie miało przykryć porażki, jaką jest decyzja sądu o wypuszczeniu aresztowanych w sprawie Ciechu? Nie wykluczałbym takiego scenariusza i to mogłaby być czwarta strona tej samej monety.