Technologia 5G jest dziś jednym z elementów programu partii rządzącej w Polsce i ważnym celem w Narodowym Planie Szerokopasmowym przyjętym przez rząd. Wprowadzeniu 5G podporządkowane były w ostatnich dwóch latach działania Ministerstwa Cyfryzacji. Z myślą o złotonośnej kurze wywalczyło ono szereg przepisów korzystnych dla operatorów, w tym przekonało Ministerstwo Zdrowia do przejęcia tematu norm promieniowania elektromagnetycznego (PEM) i ich dostosowania do poziomów często spotykanych w innych krajach UE. Wszystko to nie bez krytyki czy wręcz ataków hejtu i gróźb ze strony środowisk, oględnie mówiąc, sceptycznie nastawionych do technologii wykorzystującej fale radiowe.
Ukoronowaniem tych starań miał być przydział odpowiednich częstotliwości dla sieci 5G i pierwsza aukcja pasma, z której wpływy zasilić miały tegoroczny budżet. Opóźnień za sprawą różnych czynników – w tym niezgody w administracji i wśród polityków – było po drodze sporo, ale to epidemia koronawirusa pokazała ostatecznie, że król jest nagi. Dopiero wtedy, gdy przepisy tarczy antykryzysowej nakazały zawiesić aukcję, resort cyfryzacji znalazł w niej wady prawne i postanowił procedurę powtórzyć, dokładając organizatorowi obowiązków.
Ponieważ Urząd Komunikacji Elektronicznej, czyli organizator aukcji, nie zgadza się z uwagami, najpewniej dojdzie do utrącenia obecnego szefa UKE, a aukcja nie zakończy się szybko. Czy w dobie epidemii komuś zależy na tym, aby nadać tej sprawie znowu odpowiednio szybki bieg? Można mieć wątpliwości.