Jeszcze dekadę, dwie temu telefon komórkowy mógł się stać finansowym koszmarem, tylko gdy, skradziony, posłużył do kosztownych połączeń z Meksykiem czy „sekstelefonami". Jednak to dość prymitywne i służące kiedyś jedynie do rozmów urządzenie przeistoczyło się w wyrafinowane miniaturowe centrum medialne i finansowe oraz wielką bazę danych. To przez mobilny internet w smartfonie (kosztem komputerów stacjonarnych czy laptopów) coraz więcej Polaków opłaca rachunki, wycieczki, inwestuje czy obsługuje rachunek w banku. Smartfonem, jak kartą, możemy płacić nawet w sklepie.
Trudno, żeby takiej okazji nie dostrzegli cyberprzestępcy, od lat dobierający się do komputerów i zawartych w nich loginów, haseł bankowych oraz innych cennych danych. Ci najbardziej bezczelni domagają się potem okupu w bitcoinach. Ale to wszystko z racji standardowej ochrony komputerów przez systemy antywirusowe często wymaga pewnego wysiłku, szczęścia i naiwności użytkownika. Tymczasem smartfon, zwłaszcza z najpopularniejszym Androidem, to już wręcz zaproszenie dla przestępców. Nic więc dziwnego, że już co drugi smartfon w Polsce padł ofiarą cyberataku (większość właścicieli nawet nie wie, że została zhakowana), a inwencja oszustów nie zna granic, np. ostatnio komórki zalała fala esemesów z linkami do fałszywej aplikacji Inpostu. Celem takich ataków są także ważne dokumenty firmowe, bo smartfon to miękkie podbrzusze każdej firmy zwykle z jakoś tam zabezpieczoną siecią IT.
Dlaczego tak się dzieje? W Polsce nie ma jeszcze poczucia, że telefon również trzeba zabezpieczać, choć to też komputer i też łączy się z internetem. Potrzeba więc przede wszystkim intensywnej edukacji użytkowników.
Tym bardziej że to tylko przygrywka. Wraz z wejściem technologii 5G, która obejmie właściwie wszystkie dziedziny naszego życia, niezabezpieczony należycie smartfon przekaże ochoczo cyberprzestępcy dane, o których ten sobie zamarzy, np. kod do zabezpieczeń auta czy drobiazgowe dane o stanie zdrowia i sytuacji materialnej użytkownika. A na nie kupiec szybko się znajdzie.