To mechanizm świata zapadł na podstępnego wirusa, a kwarantanny, ochronne stroje i rozpacz ludzi, którzy nagle pojmują, że nie są nieśmiertelni, są tylko drugorzędnymi objawami choroby, która zaczęła się dużo wcześniej, niż zmarli pierwsi nieszczęśnicy w Wuhanie. Jak zawsze cieszymy się, że „nasza chata z kraja", że na razie chorują inni, choć nim ten tekst ukaże się w druku, może pojawić się przykra wiadomość.

Jak zawsze widzimy wszystko oddzielnie, a umyka nam całość. Złości nas niemożność zrobienia testu, niedostępność maseczek, ryzyko urlopu „all inclusive" na Wyspach Kanaryjskich, bo przecież to się nam należy. Zapominamy tylko, że liczba ofiar wypadków drogowych albo raka płuc wielokrotnie przewyższa liczbę zmarłych z powodu koronawirusa. Dlatego nie drży nam ręka, gdy wkładamy kluczyk do stacyjki samochodu albo sięgamy po paczkę fajek; przecież nam się należy! Tak samo nie myślimy o tłumach uchodźców z Ildib, tak jak nie myśleliśmy o uciekających z Aleppo i z Libii; przecież to nie u nas!

Ale to dopiero początek. Boimy się zarażenia, ale wolimy nie dostrzegać, jak świat kuleje i przestaje funkcjonować z powodu choroby, z którą przecież wcześniej czy później się upora. Jak rwą się łańcuchy dostaw, pękają oczka sieci komunikacyjnej, marnieje giełda, zacina się biznes, miotają się ludzie. A co się będzie działo, gdy staniemy wobec wyłażących zza horyzontu zagrożeń: agresji sąsiadów, rzesz zrozpaczonych uchodźców, katastrofy klimatycznej? Jak kruchy okaże się wtedy świat, a wraz z nim nasze życie, skoro wszystko chwieje się z powodu epidemii, której daleko do prawdziwych „czasów zarazy", jakie przetrwali nasi przodkowie? Im wyżej świat rozwinięty, tym bardziej kruchy.

Nasza cywilizacja stoi brutalnością silnych, tandetnymi zabawkami dla słabych i oczywiście kłamstwem. Najlepiej udaje jej się wywoływanie wojen, które mają bronić demokracji, ale nabijają kabzę wytwórcom broni. Albo daremne niszczenie wody, ziemi i powietrza, a przy tym otumanianie ludziom głów głupawą rozrywką. Ale tak wołają tylko ekologiczni albo lewicowi radykałowie, a któż by ich słuchał?