Stojący od czerwca na czele izraelskiego rządu Naftali Bennett jechał do Ameryki z przesłaniem, że specjalne znaczenie dla jego kraju ma kwestia irańskiego programu atomowego.
Poprzednik Bidena – Donald Trump – wycofał USA z porozumienia z Iranem (JCPOA), które wiązało się ze znoszeniem bolesnych zachodnich sankcji wobec islamskiej republiki w zamian za wstrzymanie programu atomowego. Negocjacje o ożywieniu porozumienia nie przyniosły do tej pory efektu. Co cieszy Izrael, który uważa Iran za największe zagrożenie dla swojego bezpieczeństwa.
– Biden jest zdeterminowany, by porozumieć się z Irańczykami, by ten problem zniknął z międzynarodowej agendy. My mówimy, że tego nie akceptujemy. Ale nie sądzę, byśmy mogli wpłynąć na decyzję Amerykanów. Wciąż jednak nie wiadomo, czy Irańczycy chcą się porozumieć. To zależy od najwyższego przywódcy Chameneiego i nowego prezydenta Raisiego – mówi „Rzeczpospolitej" prof. Efraim Inbar, szef Jerozolimskiego Instytutu ds. Strategii i Bezpieczeństwa.
Determinacja Amerykanów na dogadanie się z Irańczykami wzrasta, bo do problemu numer jeden urósł nagle Afganistan, z którym Iran sąsiaduje. Jeszcze bardziej zdeterminowani są Europejczycy, z powodu sankcji nie mogą przekazać pomocy finansowej Irańczykom, by powstrzymali tysiące afgańskich imigrantów. A wizja nowego eksodusu przeraża UE i Wielką Brytanię.
Pojawiają się opinie, że Amerykanie mogą wykorzystać Izrael do skłonienia przywódców irańskich, by wreszcie powiedzieli, że chcą wrócić do umowy z 2015 r., trzy lata później zamrożonej przez Trumpa. Przydatne do tego byłoby realne zagrożenie izraelskimi nalotami.