Rząd w Trypolisie wspiera Turcja oraz – przynajmniej formalnie – ONZ i Unia Europejska. Mimo że wojna w Libii trwa od 2011 roku, dała o sobie znać na zewnątrz dopiero w piątek. Wtedy to oddziały Chalify Haftara zablokowały porty we wschodniej części kraju, poprzez które eksportowano 800 tys. baryłek ropy naftowej dziennie. ONZ wezwał do przerwania wspierania walczących stron z zagranicy, „trwałego zakończenia działań wojennych", ale też nieatakowania instalacji wydobywczych ropy naftowej oraz uznania przez wszystkich, że tylko libijski państwowy koncern NOC ma prawo handlować libijską ropą.
Blokada portów zaś była odpowiedzią Haftara na wysłanie tureckich wojsk na wsparcie rządu as-Sarradża. Próba porozumienia się obu zwalczających się stron tydzień wcześniej na konferencji w Moskwie zakończyła się widowiskową porażką gospodarza, Władimira Putina. Jego protegowany Haftar (wspierany przez rosyjskich najemników) odmówił podpisania porozumienia z as-Sarradżem i wyjechał z rosyjskiej stolicy. Chwilowy sojusznik zaś, turecki prezydent Recep Erdogan, nie zamierza rezygnować z popierania przeciwnej strony konfliktu.
Podział Morza Śródziemnego
Teraz Haftar żąda, by Ankara wspierająca as-Sarradża zerwała porozumienie, jakie podpisała z Trypolisem o wsparciu wojskowym, ale też o podziale wód we wschodniej części Morza Śródziemnego. Korzystając z zamieszania wywołanego wojnami w regionie (oprócz Libii również w Syrii), Turcja podpisała jednak kolejne porozumienie z nieuznawaną na świecie Republiką Turecką Cypru Wschodniego (którą sama utworzyła w 1974 roku) o wydobyciu gazu w jej strefie ekonomicznej. Ta decyzja Ankary również wywołała oburzenie Unii Europejskiej, ale prezydent Erdogan już zapowiedział, że do strefy wierceń podwodnych wyruszy specjalny statek eksploracyjny.
Najbardziej oburzona posunięciami Turcji – zarówno w Libii, jak i na Cyprze – okazała się Grecja. Chalifa Haftar natychmiast skorzystał z okazji i lecąc do Berlina, odwiedził Ateny, nie wiadomo jednak, czy i jakie porozumienia tam zawarł.
Gra Paryża
– Problem w tym, że zachodnie kraje nie są gotowe do wywarcia presji na państwa wspierające Haftara (...), stąd też składane ewentualnie w Berlinie obietnice niewtrącania się w wewnętrzne sprawy Libii pozostaną pustymi – uważa niemiecki ekspert Wolfram Lacher. Wśród zagranicznych sponsorów Haftara wymienia tylko Zjednoczone Emiraty Arabskiej, które wraz z Arabią Saudyjską i Egiptem współfinansują zbuntowanego wojskowego. Nikt nawet nie wspomina o wywarciu presji na Władimira Putina, którego najemnicy walczą w Libii.
Jednocześnie Putin będzie jednym z najważniejszych gości wielonarodowego szczytu, na który przyjechali – poza Libijczykami – brytyjski premier Boris Johnson, amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo oraz francuski prezydent Emmanuel Macron i włoski premier Giuseppe Conte. Ci ostatni, sojusznicy z NATO i UE, obserwują się jednak z rosnącą niechęcią, Włosi bowiem podejrzewają, że Paryż również wspiera Haftara, by pozbawić ich koncerny energetyczne dominującej pozycji w byłej włoskiej kolonii. Do Berlina przyjechali także przedstawiciele Algierii, Egiptu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Chin oraz Konga, które stoi na czele komitetu ds. Libii powołanego przez Unię Afrykańską.