Rewizja styczniowego odczytu inflacji wiązała się z doroczną aktualizacją składu CPI, którą GUS ogłasza właśnie w marcu.
Skład CPI ma odzwierciedlać strukturę wydatków statystycznego gospodarstwa domowego z poprzedniego roku. W nowym koszyku wyraźnie zwiększył się udział żywności i napojów bezalkoholowych, co odzwierciedla wzrost ich cen. W ub.r. wydatki na ten cel stanowiły 25,2 proc. ogółu wydatków konsumpcyjnych statystycznego gospodarstwa domowego, w porównaniu do 24,9 proc. rok wcześniej. Udział ten wzrósł już czwarty rok z rzędu, choć i tak jest w Polsce wyjątkowo wysoki biorąc pod uwagę przeciętny poziom dochodów. Zwykle bowiem wraz z bogaceniem się społeczeństwa udział wydatków na żywność w całkowitych wydatkach maleje.
NBP ma za zadanie utrzymywać inflację w pobliżu 2,5 proc. rocznie, z dopuszczalnymi odchyleniami o 1 pkt proc. w górę lub w dół. Od stycznia inflacja jest więc powyżej górnej granicy pasma dopuszczalnych odchyleń od celu (3,5 proc.). Choć zarówno ekonomiści z NBP, jak i większość członków Rady Polityki Pieniężnej podkreślała, że to zjawisko przejściowe i będące poza kontrolą krajowej polityki pieniężnej, na rynkach finansowych silne były oczekiwania, że RPP podwyższy stopy procentowe.
Epidemia koronawirusa, która prawdopodobnie doprowadzi do wyraźnego spowolnienia wzrostu polskiej gospodarki, wraz z załamaniem cen ropy naftowej, doprowadziła do fali rewizji prognoz inflacji. Przykładowo ekonomiści z banku Pekao, którzy do niedawna oczekiwali, że średnio w 2020 r. inflacja będzie wynosiła 3,3 proc., obecnie spodziewają się wyniku na poziomie 2,6 proc.
- Spowolnienie gospodarcze silniejsze od oczekiwań formułowanych na początku roku jest przesądzone. Dynamika PKB w bardzo pesymistycznym wariancie może znaleźć się między 1-2 proc. To niewątpliwie będzie ograniczało inflację. Na ten moment nieaktualne są już prognozy średniorocznej inflacji w 2020 r. w okolicach 3,7 proc. Będą to raczej okolice 3,0 proc. – skomentowała Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego.
- Pod wieloma względami odczyt inflacji za luty stanowi ostatnią pocztówkę ze starego świata. Pod koniec lutego i w marcu procesy cenowe i presja popytowa kształtowały się najpewniej już zupełnie inaczej niż wcześniej w następstwie zaburzenia aktywności gospodarczej przez epidemię COVID-19 – napisali w komentarzu do piątkowych danych ekonomiści z mBanku.- Po pierwsze, tanieć będą paliwa (…). Po drugie, ceny w branżach bezpośrednio i w pierwszej kolejności dotkniętych przez samoograniczanie się konsumentów oraz obostrzenia wprowadzane przez rządy będą szybko spadać. Dotyczy to turystyki zorganizowanej, biletów lotniczych i usług rekreacyjnych i sportowych. Po trzecie, w wielu gospodarkach (w tym i w polskiej) na nowo otwierają się luki popytowe i część inflacji wrażliwa na czynniki koniunkturalne będzie w kolejnych miesiącach i kwartałach hamować – wyjaśnili.