Kiedy rośnie liczba zakażonych, a rząd zaostrza rygory, Pan nawołuje do rezygnacji z wprowadzonych restrykcji. Dlaczego?
Dr Paweł Basiukiewicz: Już od początku pandemii uderza mnie jedno – nie przejmujące obrazy trumien z Włoch czy ciężarówek z Bergamo, a wszechobecna panika – ekscytacja zarówno pacjentów, jak i lekarzy. W marcu, kiedy wirus dotarł do Polski, bałem się jeszcze wysokiej śmiertelności powyżej 1 proc. i szukałem w piśmiennictwie danych na ten temat. Okazało się, że śmiertelność z powodu Covid-19 u osób poniżej 60. roku życia jest niska, a u dzieci kazuistyczna. Stromo wzrasta u osób starszych, co nie jest jednak charakterystyczne tylko dla tego wirusa, bo śmiertelność u osób starszych wzrasta stromo z dowolnego powodu. 60 lat to próg. Jeśli 60-latek ma stu znajomych równolatków, to w najbliższym roku straci co najmniej jednego, w kolejnych latach po kilku, a następnie po kilkunastu. A gdy przekroczy 85 lat, nawet ponad 20 rocznie. Ciężka infekcja, podobna do wywołanej koronawirusem SARS-CoV-2 równie dobrze mogłaby być skutkiem innego wirusa, np. grypy. Zacząłem się zastanawiać, czego się obawiamy, bo według piśmiennictwa ten wirus nie różni się niczym szczególnym od innych.
Czytaj także: Za brak maseczki szef zabierze część wynagrodzenia
Tyle że z powodu ciężkiej infekcji SARS-CoV-2 wielu ludzi na świecie umiera podłączona do respiratora. Z grypą tak nie było.
To nieprawda. Na grypę zawsze umierało wiele osób. Dobre dane na ten temat ma amerykańskie CDC (Centers for Disease Control and Prevention, Centra Kontroli i Prewencji Chorób) - według nich śmiertelność z powodu grypy u osób nią zakażonych wynosi ok. 0,15 proc., czyli podobnie jak z powodu SARS-CoV-2.