Obecnie w kilku europejskich krajach pacjentów z Covid-19 jest już nawet dwa, trzy razy więcej niż w najgorszym momencie wiosną. Także w Polsce koronawirus nie odpuszcza, a po tym, jak w weekend liczba zakażeń przekroczyła 1000 na dobę, minister zdrowia ostrzegł, że trzeba się do tego przyzwyczaić.
Dowiedz się więcej: Ryzyko drugiego lockdownu jest, ale małe
- Ściganie ludzi bez masek po lasach czy polach, to wszyscy widzieli, że to były absurdy. Myślę, że nikt nie dopuści obecnie - z powodów finansowych, ale też pewnych doświadczeń - do całkowitego „lockdownu” - ocenił w środę w TVN24 prof. Krzysztof Simon. - Ale nie możemy dopuszczać do tego, co się dzieje w niektórych miejscach, u nas też - jakieś demonstracje przeciwko maskom, przeciwko tym ograniczeniom, „bo to jest naruszanie praw obywatelskich” - ostrzegł.
- Prawa obywatelskie są wtedy, kiedy jeden drugiemu nie zagraża takim postępowaniem. Cały czas przypominam o tym wielkim słowie „solidarność”. Ale nie solidarność, polegająca na wyrywaniu różnych apanaży i dzielenia tego sukna, jakim jest Rzeczypospolita, tylko solidarność z ludźmi słabszymi, bardziej chorowitymi czy wrażliwymi na zakażenia. To jest 10 milionów ludzi w tym państwie - podkreślił kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
- W Barcelonie są maski, w Antwerpii są maski, Tajwan chodzi w maskach, Korea Południowa chodzi w maskach, a u nas ludzie protestują - wyliczał prof. Simon. - Dlaczego? Ja wiem, że młodzi ludzie nie zachorują. Ale nie muszą koniecznie wykańczać swojego dziadka, babci czy chorych rodziców - dodał lekarz.