– Przez trzy miesiące nie mogłam umówić USG piersi, które ze względu na mój stan zdrowia muszę robić co cztery–sześć miesięcy. Z kolei konsultację neurologiczną u córki zamieniono na teleporadę, podczas której lekarka kazała mi opisywać wynik EEG i odmówiła wydania skierowania na badania – mówi Karolina Baca-Pogorzelska, matka dwóch córek. Walczy z jedną z sieci prywatnych przychodni o zwrot abonamentu za trzy miesiące pandemii, kiedy nie mogła umówić się na wizyty. Co miesiąc za cztery osoby płaci 364 zł.
Czytaj także: Strach przed Covidem napędził sprzedaż polis
Podobne doświadczenia w czasie pandemii ma wielu klientów. Opowiadają o diagnozowaniu złamań za pomocą teleporady czy odmowie tzw. badania połówkowego w ciąży. Nic dziwnego, że – jak dowiedziała się „Rzeczpospolita" – liczba abonentów sieci przychodni spada, a zdaniem analityków odpływ osiągnie apogeum pod koniec roku.
– Pacjenci prywatnych placówek, które na czas pandemii zawiesiły działalność, zwrócili się do placówek publicznych, szybko doświadczając, że jakość nie różni się niczym i nie muszą ponosić dodatkowych kosztów – mówi gen. Grzegorz Gielerak, dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego.
Sierpniowy raport CBOS pokazuje, że posiadacze abonamentów korzystają z usług NFZ tak samo często jak ci, którzy ich nie mają. – W kryzysie ludzie postanowili przestać przepłacać – mówi Jerzy Przystajko, farmaceuta i ekspert ochrony zdrowia.