- Mamo, tato, nie martwcie się, u mnie jest wszystko dobrze, naprawdę – oświadczył podczas konferencji prasowej w Mińsku Raman Pratasiewicz, opozycyjny dziennikarz, który został aresztowany 23 maja, po tym jak lecący z Aten do Wilna samolot pasażerski Ryanair został sprowadzony na lotnisko w Mińsku.
Podczas transmitowanej na żywo konferencji prasowej w Mińsku zaprzeczył wszystkim dotychczasowym doniesieniom, że był torturowany. Oświadczył, że niedawnego wywiadu w rządowej stacji ONT udzielił „dobrowolnie”. Tłumaczył, że ślady na rękach, na które zwracały uwagę media, są śladami od plastikowych opasek, którymi ściśnięto mu ręce podczas zatrzymania.
- Współpracuje ze śledczymi, pomagam mojemu krajowi – mówił i zapewniał, że nie czuje się „zdrajcą”. Przekonywał rodziców (obecnie znajdują się w Polsce), że mogą wrócić na Białoruś i że nic im nie grozi. – Nie rozpowszechniajcie plotek – zwracał się do kolegów po fachu. Opozycyjnych dziennikarzy, z którymi współpracował w Wilnie i w Warszawie, nazywa „byłymi kolegami”.
W konferencji prasowej udział biorą przedstawiciele białoruskich sił zbrojnych, lotnictwa, straży granicznej i MSZ. Poruszono temat uwolnienia trzech działaczek mniejszości polskiej i przekonywano, że opuściły Białoruś dobrowolnie. M.in. demonstrowano nagrania rozmów polskiego konsula z uwolnionymi niedawno Polkami.