Już po kilku dniach od ogłoszenia kandydatury Rafała Trzaskowskiego wyraźnie widać pomysł Koalicji Obywatelskiej na nowe otwarcie. Prezydent stolicy ma przede wszystkim zmobilizować wyborców obozu antypisowskiego, których zgubiła po drodze Małgorzata Kidawa-Błońska. Tych, którzy zdecydowali, że nie będą głosować w ogóle lub przerzucili swoją sympatię na innych pretendentów do prezydentury.
Dlatego Trzaskowski nie przebiera w słowach. Ale im mocniej atakuje Zjednoczoną Prawicę, tym gorzej dla jego rywali, ponieważ stara się powrócić do dobrze znanej nam polaryzacji na obóz PiS i anty-PiS. Stąd pohukiwania pod adresem dziennikarzy telewizji publicznej, zapowiedzi, że nie będzie ułaskawiał polityków PiS, którzy za swe działania staną w przyszłości przed sądem. To wszystko ma maksymalnie zmobilizować uśpionych wyborców przeciwników partii rządzącej i pokazać im, że to Trzaskowski jest najsilniejszym z chłopaków na podwórku. Widać tu próby powtórzenia stylu Donalda Tuska, który w 2007 r. obiecywał rozliczenia po dwuletnich rządach PiS.