Ofiary to strażnicy więzienni. Płomienie zagroziły bowiem więzieniu Damon. Około 500 więźniów zostało przewiezionych w inne miejsce, ale strażnicy trafili wprost w ogień. Są różne wersje tych wydarzeń. Jedna mówi, że w więzieniu trwało szkolenie i stąd duża grupa strażników, a druga, że funkcjonariusze jechali, by pomóc w ewakuacji. Do chwili zamknięcia tego wydania „Rz” odnaleziono zwłoki 36 osób.
Jadąca za autokarem pełnym strażników więziennych szefowa policji Hajfy Ahuva Tomer została ciężko ranna, gdy bus nagle stanął w płomieniach. Kilka minut wcześniej Tomer wypowiadała się dla radia. – Chodzi o duży pożar, który rozprzestrzenił się ze względu na silne wiatry – mówiła.
Gdy autokar wyruszył w drogę, pożar był jeszcze daleko od drogi, ale płomienie błyskawicznie opanowały spory obszar lasu. Według strażaków przemieszczały się w niezwykłym tempie 500 metrów na minutę. – Autokar nie miał żadnych szans. Próbowali uciec, ale spalili się żywcem. To była straszna scena – mówił rzecznik straży pożarnej cytowany przez „Jerusalem Post”.
Izraelski dziennik „Haaretz” opisywał dramatyczne wydarzenia z wczorajszego dnia i cytował wypowiedzi mieszkańców i osób pracujących na zagrożonych terenach.
– Zostaliśmy poinformowani, że musimy ewakuować obszar, gdzie ludzie przybyli na wypoczynek. Widzieliśmy zbliżające się płomienie: ewakuowaliśmy robotników, kelnerów i wreszcie uciekliśmy sami. Gdy odjeżdżaliśmy, powiedziano nam, że domy na końcu wsi już się palą – mówiła Hila z Tivonu.