Kłamliwa mitologia antyrakietowa

Ślepe, bezwarunkowe popieranie wszystkiego, czego chce aktualna administracja w Waszyngtonie, nie służy ani Stanom Zjednoczonym, ani Polsce – twierdzi politolog

Aktualizacja: 04.06.2008 01:42 Publikacja: 04.06.2008 01:39

Kłamliwa mitologia antyrakietowa

Foto: Rzeczpospolita

Red

Toczona w latach 2002 – 2003 dyskusja wokół wojny w Iraku oraz obecna debata związana z planami instalacji w Polsce bazy amerykańskiego systemu antyrakietowego uwidoczniły pojawienie się poważnego problemu w naszej polityce. Chodzi o dalece posunięty filoamerykanizm, który wyklucza możliwość trzeźwego oglądu polityki USA czy posługiwanie się zdrowym rozsądkiem w podejściu do różnych zagadnień stosunków polsko-amerykańskich.

Przedstawiciele tego nurtu popierają wszystkie aspekty polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych i domagają się czynnego ich popierania przez Polskę. Jakakolwiek próba zastanowienia się, czy to ma sens, czy odpowiada naszym interesom lub, nie daj Boże, stanowisko krytyczne natychmiast są kwitowane miażdżącym zarzutem o populistyczny antyamerykanizm. Oczywiście szkodliwy dla USA i polskich interesów, bowiem – ich zdaniem – wszystko, co dobre dla Ameryki, jest też dobre dla Polski. W ostatnich latach przybrało to postać, z której szydzili – chyba trochę przedwcześnie – lewicowi politycy i publicyści już w pierwszej połowie lat 90. Twierdzili, że dla zwolenników sojuszu i bliskich więzi ze Stanami Zjednoczonymi USA stają się nowym ZSRR. Dodawali przy tym, że ci pierwsi chcą uczynić z Polski państwo satelickie Stanów Zjednoczonych. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż mają dzisiaj powody do satysfakcji.

Dyskusja na temat tak zwanej tarczy w pełni tego dowodzi. Na szczęście dzisiaj w ogóle jest ona możliwa. W przypadku wojny z Irakiem kilka lat temu nie było to takie proste, ponieważ media przyjęły linię rządu i trudno się było przebić z głosem krytycznym, a jeśli już się to udało, to takie głosy kwalifikowano jako szkodliwy dla polskiej racji stanu antyamerykanizm.

Typowy dla tego nurtu sposób rozumowania na temat bazy systemu antyrakietowego USA w Polsce prezentuje prof. Zbigniew Lewicki, były dyrektor departamentu amerykańskiego w MSZ, autor tekstu zamieszczonego w ubiegłym tygodniu w „Rzeczpospolitej” („Budzenie niechęci do Ameryki”, 28.05.2008 r.). Ten tekst skupia jak w soczewce wszystkie błędy w rozumowaniu na temat tarczy oraz pułapki obecne w polskim stanowisku wobec tego problemu. Chodzi o pułapki zastawiane przez zwolenników tej bazy w taki sposób, aby wymusić polską zgodę na jej lokalizację.

Mniej lub bardziej świadomych błędów czy przekłamań jest wiele. Należą do nich argumenty mówiące o tym, że ten konkretny system jest konieczny ze względu na zagrożenie atakiem rakietowym ze strony Iranu, że ma on charakter defensywny, że ma zasadnicze znaczenie dla bezpieczeństwa Ameryki, że będzie chronił Polskę, albo też, że instalacja bazy zwiększy polskie bezpieczeństwo przez sam fakt, że znajdzie się ona na naszym terytorium.

Nie mam zamiaru dementować tych mitów. Robiłem to już parokrotnie przy innych okazjach. Rzeczą brzydką i naganną jest także, zdaniem prof. Lewickiego, domaganie się czegoś w zamian za to, że baza obniży standard naszego bezpieczeństwa. Przecież, gdy chodzi o bezpieczeństwo naszego sojusznika, a przy tym najpotężniejszego mocarstwa na świecie, to jest małostkowe zachowanie.

Szczególnie chwytliwe w polskich warunkach jest szachowanie sprzeciwem Rosji. Przecież nie możemy pozwolić na to, żeby Kreml nam mówił, co możemy, a czego nie możemy postawić na naszej ziemi. To zamach na naszą suwerenność. Pamiętam bardzo dobrze szczere stwierdzenie samego prof. Lewickiego w jednym z programów telewizyjnych: „To prawda, że tarcza nas nie chroni, ani nie jest nam potrzebna, ale jeśli Rosja mówi »nie«, to musimy ją mieć” (sic!).

Wszystkie te argumenty całkowicie ignorują meritum sprawy i zmierzają do jednego celu: nie możemy odmówić Ameryce. Odmowa równa się kompromitacji. A w grę wchodzi wiarygodność naszego kraju i „opinia spolegliwego sojusznika”. Nie wiem, co znaczy w tym kontekście słowo „spolegliwy”. Wiem natomiast, że dobry sojusznik to nie jest taki sojusznik, który zawsze szybko mówi „tak”.

W oczach prof. Lewickiego kompromitował się także prezydent Aleksander Kwaśniewski, gdy mówił, że był „zwodzony przez Amerykanów” w sprawie Iraku. Jeśli każda odmowa lub dystans wobec Waszyngtonu równa się kompromitacji, polityka przestaje być racjonalna. Nie ma w niej miejsca na rozum i rozsądek ani na chłodną kalkulację, ponieważ to wszystko znajduje się w Waszyngtonie. Zastanawiając się lub negocjując w taki sam sposób, jak robią to nasi amerykańscy partnerzy, albo się kompromitujemy, albo wykazujemy megalomanię budzącą antyamerykańskie resentymenty.

Jest zupełnie odwrotnie. Jak wiadomo, sympatia i zaufanie do Ameryki, jakie odczuwało polskie społeczeństwo, radykalnie się zmniejszyły pod wpływem błędnych decyzji w sprawie Iraku, a teraz w związku z propozycją instalacji bazy systemu antyrakietowego i entuzjazmem poprzednich rządów wobec tego planu. Jak napisano w „Strategii bezpieczeństwa narodowego RP” podpisanej przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego w listopadzie 2007 r., wojna w Iraku osłabiła pozycję USA w świecie. Wynika z tego – moim zdaniem – i to, że ci, którzy ją popierali także w Polsce, również się do tego przyczynili.

Ślepe, bezwarunkowe popieranie wszystkiego, czego chce aktualna administracja w Waszyngtonie, nie służy ani Ameryce, ani społecznemu zaufaniu do bliskich z nią relacji. W Polsce, która jest krajem demokratycznym, bliskich więzi ze Stanami Zjednoczonymi nie możemy opierać na modelu latynoamerykańskim.

Polska potrafi być solidnym i lojalnym sojusznikiem i nie musi tego dowodzić w sprawach, których sens jest wątpliwy lub które są tego sensu pozbawione, a niekiedy wręcz szkodliwe (vide Irak).

Nie należy fundować ani polityki bezpieczeństwa, ani bliskich związków z sojusznikami – a z USA takie związki powinny być bardzo bliskie – na braku samodzielności w myśleniu, na braku własnej analizy sytuacji bezpieczeństwa. Także wnioski powinny być wyprowadzane samodzielnie. Takie były polskie wybory w tym zakresie w pierwszej połowie lat 90. Były zarówno trafne, jak i znajdowały szerokie poparcie polityczne i społeczne. Tego nie należy psuć nadmiarem gorliwości, która rezygnuje ze zdrowego rozsądku i nie służy ani bezpieczeństwu Polski, ani jej stosunkom ze światem zewnętrznym.

Kluczowych decyzji w tej sferze nie wolno opierać na sentymentach. Gorzej, gdy dla wymuszenia takich decyzji tworzy się rozległe mitologie, które zakłamują rzeczywistość. Tak było w przypadku wojny z Irakiem. Pamiętam swój tekst „Mitologia nierozszerzania” opublikowany w „Rzeczpospolitej” we wrześniu 1995 roku, w którym odpierałem argumenty przeciwników rozszerzenia NATO na Polskę. Nie przypuszczałem wówczas, że za dziesięć czy więcej lat przyjdzie mi się mierzyć z inną, przyznaję, że tym razem dość zaskakującą, mitologią.

Autor jest kierownikiem Zakładu Studiów Strategicznych Uniwersytetu Warszawskiego, a także doradcą ministra obrony narodowej

Zbigniew Lewicki

Budzenie niechęci do Ameryki

Polska skompromitowała się, żądając dozbrojenia w zamian za zgodę na instalację tarczy. Pokazaliśmy, że zaniedbaliśmy modernizację własnej armii

28.05.2008 r.

Stanisław Koziej

Bądźmy partnerami Amerykanów, nie ich klientami

Tarcza antyrakietowa to wielka szansa. Ale nie wartość sama w sobie. Niesie też ryzyko. I o tym trzeba z USA rozmawiać.

Toczona w latach 2002 – 2003 dyskusja wokół wojny w Iraku oraz obecna debata związana z planami instalacji w Polsce bazy amerykańskiego systemu antyrakietowego uwidoczniły pojawienie się poważnego problemu w naszej polityce. Chodzi o dalece posunięty filoamerykanizm, który wyklucza możliwość trzeźwego oglądu polityki USA czy posługiwanie się zdrowym rozsądkiem w podejściu do różnych zagadnień stosunków polsko-amerykańskich.

Przedstawiciele tego nurtu popierają wszystkie aspekty polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych i domagają się czynnego ich popierania przez Polskę. Jakakolwiek próba zastanowienia się, czy to ma sens, czy odpowiada naszym interesom lub, nie daj Boże, stanowisko krytyczne natychmiast są kwitowane miażdżącym zarzutem o populistyczny antyamerykanizm. Oczywiście szkodliwy dla USA i polskich interesów, bowiem – ich zdaniem – wszystko, co dobre dla Ameryki, jest też dobre dla Polski. W ostatnich latach przybrało to postać, z której szydzili – chyba trochę przedwcześnie – lewicowi politycy i publicyści już w pierwszej połowie lat 90. Twierdzili, że dla zwolenników sojuszu i bliskich więzi ze Stanami Zjednoczonymi USA stają się nowym ZSRR. Dodawali przy tym, że ci pierwsi chcą uczynić z Polski państwo satelickie Stanów Zjednoczonych. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż mają dzisiaj powody do satysfakcji.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń