Być może czwartek ciężko zaliczyć do dni z nadzwyczajną zmiennością na rynku walutowym, ale momenty jednak były. Te zagwarantował głównie prezes NBP Adam Glapiński. Ale po kolei...

Pierwsza część dnia to złoty który poruszający się w rytm nadawany przez amerykańskiego dolara. Ten nieznacznie się osłabiał, a to był przepis na nieco mocniejszego złotego. Mijały kolejne godziny handlu, które nie przynosiły większych przetasowań. Nieco więcej zaczęło się dziać, kiedy pojawiły się dane z amerykańskiej gospodarki, które osłabiły tamtejszą walutę. Teoretycznie powinien skorzystać na tym też złoty. Ten jednak musiał stawić czoła lokalnym czynnikom.

Złoty nie wykorzystał szansy

O ile bowiem wczorajsza decyzja RPP w sprawie pozostawienia stóp procentowych na niezmienionym poziomie była ogólnie oczekiwana, tak rynek większą wagę przywiązywał do czwartkowego wystąpienia szefa NBP Adama Glapińskiego. Szczególnie, że ostatnio padły z jego strony sugestie, że obniżka stóp procentowych możliwa jest dopiero w 2026 r. W czwartek usłyszeliśmy jednak, że 2025 r. jest jednak realnym terminem na cięcie kosztu pieniądza. To zaburzyło spokój złotego, który oddał wcześniejsze zyski. Z drugiej jednak strony warto podkreślić, że szef NBP nie doprowadził też do jakiejś mocniejszej przeceny naszej waluty. Ta się co prawda osłabiła, ale w sposób umiarkowany. Po południu za dolara płacono 3,86 zł, euro było wyceniane na 4,27 zł, zaś frank kosztował na 4,55 zł.