– Nie ma już mowy o imporcie epidemii z Włoch, lecz z Oslo czy Bergen – powiedział norweski lekarz Jorgen Pedersen.
Rejony położone właśnie w okolicach stolicy czy portowego Bergen są najbardziej dotknięte koronawirusem, liczba chorych gwałtownie zmniejsza się natomiast im dalej na północ. Dlatego kilkanaście gmin leżących w środkowej części kraju obecnie wprowadziło już obowiązkową kwarantannę dla osób wjeżdżających do nich z innych części Norwegii.
Premier Erna Solberg zapewniła, że dotychczasowe decyzje o zamykaniu instytucji publicznych, granic i o kwarantannie są „najdalej idącymi ograniczeniami, jakie kiedykolwiek wprowadzono w Norwegii w czasie pokoju”. Ale spontaniczne decyzje lokalnych władz zaostrzające przepisy władz centralnych pogłębiają poczucie niepewności w kraju i wątpliwości, czy aby rząd panuje nad wszystkim. Z jednej bowiem strony z Oslo deportowano 200 bezdomnych Rumunów, których odesłano do kraju. Uczyniły to jednak władze miejskie. Tak jak i w Bergen, gdzie lokalna rada zabroniła schodzenia na ląd pasażerom statków wycieczkowych.
Z drugiej jednak mimo wcześniejszego nakazu zamknięcia przedszkoli, szkół i uczelni do 26 marca władze centralne zastanawiają się, czy nie złagodzić teraz reżimu i nie otworzyć części tych ostatnich. Chodzi o to, by studenci z ostatnich lat mogli zdać wiosenne egzaminy i otrzymać dyplomy.