Lunatykowanie Johnsona
Bo też strach przed skutkami pandemii na Wyspach narasta. Choć Boris Johnson wciąż dochodzi do siebie w rządowej rezydencji Chequers po ostrym zapaleniu płuc spowodowanym koronawirusem, media i politycy chcą już teraz rozliczyć go z bilansu pandemii.
Konserwatywny „Times" w artykule „38 dni lunatykowania, które doprowadziły do katastrofy", ujawnił, że choć minister zdrowia Matt Hanckok otrzymał raport o skali zagrożenia wirusem już 3 stycznia, rząd dopiero po dwóch i pół miesiąca narzucił blokadę życia społecznego. Zajęty rozwodem i rozkoszujący się sukcesem przeprowadzenia brexitu premier nawet nie wziął udziału w pięciu posiedzeniach zespołu kryzysowego. Każdy weekend – to była rzecz święta – miał wtedy wolny. A jeśli już zajmował się pandemią, to po to, aby poprzeć teorię „zbiorowej odporności" forsowaną przez swojego głównego doradcę Dominica Cummingsa.
Dziś jednak dramatyczne efekty tej polityki są jasne. Kraj opłakuje około 17 tys. zmarłych (we wtorek oficjalnie podano dane z poniedziałku: 16 tys. 509, to o 449 więcej niż poprzedniego dnia). Stawia to Wielką Brytanię na piątym miejscu w smutnym rankingu. Ale to nie jest cała prawda: we wtorek Narodowy Urząd Statystyczny (ONS) przyznał, gdyby wziąć pod uwagę także zgony spowodowane wirusem w domach dla osób starszych, liczba ofiar byłaby w stosunku do danych z 10 kwietnia o 41 proc. wyższa. Teraz z pewnością grubo przekracza więc 20 tys.
Nie tylko błędy Johnsona są tego powodem. To też efekt niedofinansowania systemu powszechnej opieki zdrowotnej (NHS), który nie potrafił skutecznie stawić czoła epidemii.
Obawy przed kryzysem w „polskich" branżach
Czy to skłoniło część Polaków do powrotu do kraju, gdzie sytuacja wydaje się w większym stopniu pod kontrolą? Na pewno poważnym wyzwaniem będzie dla wielu z naszych rodaków nadchodzące załamanie gospodarki. David Blanchflower, profesor prestiżowego amerykańskiego Dartmouth College, ostrzega, że pracę na Wyspach może stracić 6 mln osób, 21 proc. zatrudnionych. To byłaby znacznie poważniejsza katastrofa na rynku pracy niż po wielkim kryzysie 1929 r., kiedy bez pracy pozostawało 16 proc. dorosłych.
Brytyjski rząd ostrzega, że jeśli czas blokady, która trwa już sześć tygodni, miałby został podwojony, to w II kwartale gospodarka kraju załamałaby się o 35 proc., a dług państwa urósłby do 110 proc. PKB. Potem, w co jednak wątpi wielu ekonomistów, królestwo miałoby czekać silne odbicie.