Koronawirusem zaraził się Dmitrij Pieskow, sekretarz prasowy Władimira Putina. Kreml poinformował o tym we wtorek. – Zastanawialiście się pewnie, kto będzie następny. No i dlaczego od razu pomyśleliście o Putinie? – złośliwie zapytał opozycjonista Jewgienij Rojzman.
Chorzy pretorianie
Pieskow zapewniał, że w cztery oczy rozmawiał z prezydentem miesiąc temu, a ostatni raz widział szefa państwa na telekonferencji 30 kwietnia. Tej, na której poinformowano, że zachorował szef rządu Michaił Miszustin.
– Wszyscy przestrzegaliśmy samoizolacji. Tylko mąż wychodził. Najprawdopodobniej to od tego. Przyniósł to z pracy – opisała historię choroby żona sekretarza prasowego, była sportsmenka Tatiana Nawka. W rzeczy samej na Kremlu już zmarło dwóch oficerów FSO (odpowiednika polskiej Służby Ochrony Państwa), a według niepotwierdzonych informacji chorych jest co najmniej kolejnych 20. Mimo to Pieskow nim zachorował, zapewniał, że wśród pracowników na Kremlu prowadzone są testy na obecność wirusa. Przyznał też jednak, że „w administracji prezydenta są nosiciele infekcji".
Putin nie przebywa na Kremlu. Na początku kwietnia wyjechał do jednej ze swych rezydencji (najprawdopodobniej w Nowo-Ogariowie pod Moskwą). Do swego miejsca pracy zaszedł tylko raz – 9 maja. I znów zniknął.