Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"
„To był dobry człowiek”, „Lepiej niż pozostali liderzy ZSRR rozumiał, gdzie chce zaciągnąć kraj Gorbaczow i jego klika” – takimi słowami żegnali Janajewa w 2010 roku jego koledzy – komuniści. Sierpniowy pucz Janajewa miał uratować ZSRR przed zgubnymi, zdaniem partyjnego betonu, reformami firmowanymi przez Michaiła Gorbaczowa. W efekcie tylko przyspieszył rozpad ZSRR i wyniósł na szczyt Borysa Jelcyna.
Janajew umarł w szpitalu po ciężkiej chorobie płuc i chociaż od wielu lat nie brał udziału w życiu politycznym, jego śmierć stała się w Rosji wiadomością numer jeden. Mimo że latem 1991 był jedynie marionetką, o mały włos nie zajął miejsca Gorbaczowa.
Koniec pierestrojki?
19 sierpnia 1991 roku o godzinie 6 rano spiker państwowej telewizji odczytał dekret podpisany przez wiceprezydenta ZSRR Giennadija Janajewa, w którym tłumaczył on, że przejmuje obowiązki prezydenta, bo ze względu na zły stan zdrowia Gorbaczow nie może ich pełnić (ten przebywał wówczas w rezydencji na Krymie, gdzie został odcięty od świata przez puczystów). Odczytany został także inny dekret, stwierdzający, że porozumienie związkowe, które zamierzał podpisać Gorbaczow z liderami republik, sformułowano z naruszeniem konstytucji. Puczyści ogłosili stan wyjątkowy. Do stolicy wjechały czołgi.
Podczas gdy telewizja państwowa transmitowała wystąpienie spikera na zmianę z emisją baletu „Jezioro Łabędzie”, prezydent Rosyjskiej Federacyjnej SRR Borys Jelcyn oskarżył puczystów o zamach stanu i wezwał naród do masowego sprzeciwu. Początkowo jego wystąpienie – za pośrednictwem radia Echo Moskwy – usłyszeli tylko nieliczni. Jednak późnym wieczorem telewizja w programie „Wremia” pokazała „przesłanie” Jelcyna. Wygłosił je, stojąc na czołgu przed Białym Domem, siedzibą parlamentu. Żołnierze, którzy mieli szturmować gmach, przeszli na stronę demokratów.