Tym razem transporty z przerobionym paliwem z elektrowni atomowych pojadą z Francji. Organizacja ekologiczna Greenpeace wykryła, że pierwsze dotarły do Rosji już na początku tego roku, a kolejne ruszą w tym miesiącu. „Eksport radioaktywnych materiałów z Europy do trzecich krajów możliwy jest tylko w przypadku przestrzegania (przez odbiorców) wyśrubowanych kryteriów, w tym warunków bezpieczeństwa na obiekcie przeznaczenia" – pisze Greenpeace.
Francuskie odpady podróżują z portu w Hawrze poprzez Morze Bałtyckie i port w Petersburgu do miejscowości Siewiersk, zwanej również Tomsk-7. W ZSRS było to jedno z 45 tzw. miast zamkniętych i stąd jego tajemnicza nazwa. W sumie ma tam dotrzeć ponad tysiąc ton odpadów.
Według Greenpeace już przywiezione są składowane w beczkach i kontenerach pod gołym niebem. Tak przynajmniej to wygląda na zdjęciach satelitarnych.
Francuska firma Orano (dawniej Areva) podpisała kontrakt z rosyjskim Rosatomem pod koniec ubiegłego roku. Wcześniej przewóz 154 ton francuskich odpadów atomowych do niemieckich magazynów w byłych kopalniach soli w Gorleben (w Dolnej Saksonii) wywołał wielotysięczne protesty w Niemczech. Tym silniejsze, że dwa miesiące przed przybyciem transportu niemieccy eksperci uznali, że kopalnie nie nadają się do długotrwałego przechowywania materiałów jądrowych.
Orano poszła więc w ślady Urenco (niemieckiej spółki-córki brytyjskiego koncernu). A Niemcy od 2019 roku wywieźli do Rosji kilka tysięcy ton swoich radioaktywnych odpadów do zakładów w Nowouralsku.