Japończycy stołowali się w znanej restauracji „Il Passetto” przy Via Zanardelli tuż koło Piazza Navona, w samym sercu historycznego centrum miasta. Jeśli wierzyć rachunkowi, zjedli 12 ostryg na przystawkę, kluski na pierwsze danie, a potem homara, krewetki, morskiego okonia, porcję prawdziwków, truflę i owoce, popijając wszystko białym winem. Menu bardzo wytworne, ale żeby to wszystko zjeść, potrzeba gargantuicznego apetytu, lub co najmniej czterech głodnych osób. Najbardziej zaskakująca była jednak wysokość rachunku: 579,50 euro plus 115,50 napiwku. Japończycy zapłacili, ukłonili się i popędzili na policję. Policjanci uznali, że właścicielowi restauracji trzeba również wystawić rachunek i najechali na „Il Passetto” w towarzystwie inspektora sanitarnego – postrachu wszystkich restauratorów. Naturalnie okazało się, że ceny na rachunku były sporo wyższe niż w jadłospisie, a napiwek wyłudzony bezprawnie. Inspektor sanitarny, co wobec surowości przepisów jest niesłychanie łatwe, stwierdził szereg nieprawidłowości i zamknął restaurację. Burmistrz Rzymu domaga się odebrania właścicielowi licencji.Ten na razie zwrócił już Japończykom napiwek, ale czeka go sprawa w sądzie.
[srodtytul]Szalbierskie triki kelnera [/srodtytul]
Tym razem dla turystów sprawa zakończyła się w miarę szczęśliwie. Jednak podobne oszustwa, choć nie takiej skali, zdarzają się w Rzymie nagminnie. Zazwyczaj ofiary nie zdają sobie sprawy z szalbierstwa, a jeśli nawet się zorientują, nie chcą sobie psuć urlopu awanturą z udziałem policji. Zwłaszcza jeśli chodzi o 20-30 euro. Najczęściej jednak turyści padają ofiarą psychologicznej pułapki. Uśmiechnięty, rozśpiewany, rzucający komplementami i żartami kelner w jednej chwili staje się przyjacielem, a na dodatek na koniec częstuje darmową grappą i likierem. Większość turystów uznaje, że w takiej sytuacji przeciw wysokości rachunku protestować po prostu nie wypada.
Innym trikiem kelnera, na który nie można się skarżyć na policji, jest zatroskana twarz przy przyjmowaniu zamówienia. Ma z tego wynikać, że nasz wybór nie jest najlepszy, bo na przykład krewetki są mrożone, a nie świeże, argument, że „tego z tym się nie je”, albo że właśnie przyjechała dostawa świeżutkich, jeszcze ruszających się krewetek. To samo dotyczy win. Często bywa, że kelner nawet nie podaje menu z cenami, a reklamuje, co dziś najlepsze i najświeższe. Co najmniej połowa turystów daje się na to nabrać, nie pyta o cenę i zmienia zamówienie kierując się sugestiami kelnera. Zazwyczaj ułożony w ten sposób jadłospis kosztuje majątek. Dlatego zawsze trzeba te propozycje konfrontować z cenami w menu.
Osobnym polem oszustw są morskie stwory. Siłą rzeczy cena zależy od wagi ryby czy homara. Rzadko przestrzeganym obowiązkiem kelnera jest poinformowanie klienta po zważeniu, ile jego danie będzie go kosztować, więc warto się zawczasu spytać.