Jak wynika z najnowszego sondażu przeprowadzonego przez Research 2000, aż 11 procent Amerykanów uważa, że Barack Obama nie urodził się w USA. Kolejne 12 procent ma wątpliwości.
Według zwolenników tej teorii, zwanych "birthersami", czyli "urodzeniowcami", Obama przyszedł na świat w Kenii, kraju swego ojca, w związku z czym nie powinien mieć amerykańskiego obywatelstwa. Co za tym idzie – nie może być prezydentem USA. Dowód na poparcie tej tezy przedstawiła wczoraj jedna z czołowych reprezentantek tego ruchu, jasnowłosa adwokatka Orly Taitz. Na swojej stronie internetowej zamieściła kopię rzekomego odpisu z kenijskiego aktu urodzenia Baracka Obamy. Dokument z nadrukiem "Republika Kenii", który ma potwierdzać, że Obama urodził się 4 sierpnia 1961 w Coast General Hospital, został wystawiony 17 lutego 1964 w Mombasie.
– Widziałem ten dokument i jestem przekonany, że jest fałszywy. Między innymi dlatego, że urząd, który potwierdzał narodziny i zgony, nie znajdował się wcale w Mombasie, bo do dziś działa on w Nairobi – mówi "Rz" jeden z redaktorów "Daily Nation", niezależnego kenijskiego dziennika, który wychodzi od 1960 roku. – Poza tym w naszym kraju mieszka wielu krewnych Obamy i gdyby była to prawda, nasze media bez problemu wydobyłyby tę historię na światło dzienne.
Amerykański portal The Inquisitr zauważył, że choć Kenia uzyskała niepodległość w grudniu 1963 roku, to nazwę Republika Kenii przyjęła dopiero w grudniu 1964 roku. Informację zamieścił w rubryce "ciekawostki i śmiesznostki". Podobnie do sprawy podeszło wiele amerykańskich mediów, zwłaszcza że urzędnicy na Hawajach – wciąż zalewani pytaniami o miejsce urodzenia prezydenta – już dwukrotnie (ostatnio przed tygodniem) ogłaszali, że Barack Hussein Obama przyszedł na świat na Hawajach, jest więc obywatelem amerykańskim.
[srodtytul]Popularny spisek[/srodtytul]