43-letni proboszcz parafii św. Ambrożego, ksiądz Valentino Porcile, włożył wiele energii w pomoc Cyganom z pobliskiego obozowiska. W ubiegłym roku, by zwrócić uwagę miejscowych władz na los pochodzącej z Rumunii cygańskiej rodziny, która spała w samochodzie, okupował niezamieszkany od lat dom, domagając się, by władze pozwoliły tymczasowo zamieszkać w nim biedakom. Z tego powodu doczekał się nawet przydomka Don Squater.
Dziećmi Cyganów i muzułmanów zajmował się również w parafialnym ośrodku. W święta przebierał się w Świętego Mikołaja i rozdawał prezenty cygańskim dzieciom. W akcję pomocy zaangażował całą parafię.
Jak sądzi ksiądz Porcile, wszystko to zostało opacznie zrozumiane przez beneficjentów, którzy uznali, że mają święte prawo do datków, a pomoc to obowiązek parafian. Doszło do tego, że żebrzący pod kościołem Cyganie zaczęli atakować i terroryzować wiernych, którzy odmawiali im jałmużny. W końcu przestali liczyć na wielkoduszność parafian i postanowili obsłużyć się sami.
Cygańskie dzieci przychodziły do kościoła na mszę, by okradać wiernych. Przed kościołem po mszy dochodziło do napadów. Pewnej staruszce ściągnięto z palców pierścionki i obrączkę. Kiedy napadnięty został sam ksiądz, zwrócił się o pomoc do policji.
Teraz plac przed kościołem św. Ambrożego patrolują policjanci, a o bezpieczeństwo wiernych podczas nabożeństw dba kilku agentów. Duszpasterz oświadczył: „Cygańscy bracia muszą się trzymać z daleka od mojego stadka, dopóki nie nauczą się reguł współżycia i szacunku dla innych”. Zapowiedział jednak, że z pomocy Cyganom nie zrezygnuje i niebawem znów uda się do ich obozowiska. Równocześnie zaapelował do lokalnych władz, by zmusiły Cyganów do posyłania dzieci do szkoły, do czego zobowiązuje ich prawo.